Wpuść mnie,
na całe miasto, z całych sił - wołam,
wpuść mnie,
wpuść mnie, bo skonam.
Wcisnęła w uczy różowe słuchawki z uśmiechniętymi
buźkami. Z odtwarza wydobyły się pierwsze takty piosenki Happysadu. Rytmicznie przebierała nogami zeskakując ze
schodów. Mimo, że nie czuła się zbyt dobrze postanowiła nie opuszczać treningu,
dlatego już kilka minut po szóstej otwierała główne drzwi do ośrodka. Wybiegła na
zewnątrz zaciągając się jeszcze dość rześkim powietrzem. Znów wyruszyła w swoją
tradycyjną trasę pokonując kilka kilometrów aż za spalskie granice.
Dość szybko złapała zadyszkę co bardzo ją zaskoczyło. Postanowiła
skrócić swój maraton i wcześniej wrócić do Ośrodka. Dodatkowo zaczęło kręcić
jej się w głowie, a mięśnie zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Z ledwością, wręcz
doczołgała się z powrotem do hotelu.
Nagle poczuła mocne uderzenie w ramię, nie potrafiła utrzymać
równowagi i upadła na chodnik. Zaczęła ciężko oddychać, więc jej „oprawca”
zaczął panikować.
- Iśka nic Ci nie jest? – ukląkł obok blondynki instynktownie
łapiąc ją za dłoń.
Rozpoznała ten głos. Mimo, że powieki ani drgnęły do
góry, ona doskonale wiedziała kto jest obok niej.
- Michał -
szepnęła z trudem łapiąc oddech – zaprowadź mnie do pokoju – poprosiła.
Przy pomocy przyjmującego podniosła się i oparta na jego
ramieniu powoli stawiała krok za krokiem. Przed oczami sporadycznie pojawiały
jej się gwiazdki.
- Co się dzieje? – dopytywał pomagając Ci wyjść z windy.
- Gdybym ja to wiedziała – fuknęła szukając w kieszeni
bluzy kluczy do pokoju.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze. Spałaś w ogóle? – dopytuje popychając
drewniano podobną płytę.
- Nie pomagasz – szepcze, gdyż nie jest w stanie wydobyć
ze swojego gardła głośniejszych dźwięków – udało mi się zmrużyć oczy na kilka
godzin.
- Powinnaś iść do lekarza. Zrobić szczegółowe padania.
- Nie – blondynka kategorycznie odmówiła – ostatnio więcej
trenowałam, chcę jak najlepiej przygotować się do mistrzostw. To pewnie tylko
zwykłe przemęczenie.
- Iza, uwierz mi. Lepiej dmuchać na zimne – przekonywał ją
jak tylko mógł.
Mimo, że czuł do niej swego rodzaju żal za to co
powiedziała na jego temat w Krakowie, nie mógł tak po prostu zostawić jej w
spokoju. Cały czas o niej myślał, choć na wszelkie sposoby próbował wybić ją
sobie z głowy. Po prostu nie mógł. Widział ją wszędzie. Jej uśmiechnięta twarz
nachodziła go nawet w snach. Na treningach próbował zagłuszyć te dziwne myśli i
szczere chęci wytłumaczenia sobie wszystkich nieporozumień z panną Szlachetną. Na
próżno.
Długonoga blondynka
zadomowiła mu się w głowie na dobre, a takiego lokatora trudno wygonić.
- Nie udawaj, że Ci na mnie zależy – burknęła siadając na
miękkim materacu – dzięki za pomoc.
- Izka, proszę Cię, nie zachowujmy się jak dzieci – rzuca
Kubiak opierając się plecami o szafę.
- Kto się tutaj niby zachowuje jak dziecko? – spytała podciągając
kolana pod klatkę piersiową.
- My. A przede wszystkim Ty.
- Ja? Ty chyba sobie kpisz siatkarzyku.
Izabella ciężko westchnęła. Czuła jak z sekundy na
sekundę słabnie coraz bardziej. Jednak nie chciała pokazać Michałowi swoich
słabości. Musiała mu udowodnić, że jest silna i wcale nie jest taką łatwą
dziewczyną, jak myślał o niej Kubiak. Pomimo tego przyjmujący ciągle zajmował
ważne miejsce w jej życiu.
Mężczyzna o
misiowatym wyrazie twarzy zadomowił się w jej głowie na dobre, a takiego
lokatora trudno wygonić.
- Czemu uczepiłaś się tej durnej wersji, że ja Cię
chciałem tylko przelecieć? - spytał w
końcu nie mogąc znaleźć racjonalnego wytłumaczenia.
Był niemal w stu procentach pewien, że pojął tok myślenia
kobiet, ale Iza sprowadziła go na ziemię i udowodniła, że wcale tak nie jest. Żadne
mężczyzna nigdy do końca nie będzie w stanie zrozumieć kobiety. Taki już ich
los.
- Iza, odpowiesz mi? – podniósł głos uderzając pięścią w
blat biurka.
Nie kontaktowała. Straciła ostrość widzenia. Kończyny zrobiły
się ciężkie, jakby była przykuta do łóżka ołowianymi kajdanami. Nie wiedziała
co się z nią dzieje. Chciała krzyczeć ale nie mogła. Zmęczenie i ból całkowicie
odebrały jej wszelkie siły.
Była słaba. Zbyt słaba by zrobić cokolwiek.
- Iza! - wrzasnął stawiając
na nogi połowę Ośrodka – Iza, powiedz coś!
Doskoczył do niej i ujął jej twarz w dłonie. Klepał ją po
policzkach, poruszał jej głową. Na marne. Blondynka nie dawała żadnego znaku.
- Pomocy! – krzyknął wyglądając na korytarz – niech mi
ktoś pomoże! Niech ktoś pójdzie do Ilony! Do cholery jasnej! – słowa wylatywały
z jego ust niczym pociski.
Nie mógł jej stracić.
Nie mógł pozwolić jej odejść. Trzęsącymi się dłońmi wybierał numer pogotowia
ratunkowego. Właśnie podawał dokładne informacje, gdy do pokoju zleciała się
grupka siatkarzy.
- Niech ktoś pójdzie do jej trenerki – wrzasnął rzucając
telefonem na podłogę – Szybko, kurwa!
Zawodnicy byli jakby sparaliżowani. Przestraszyli się. Dlatego
zanim dotarł do nich komunikat Michała upłynęło kilka chwil. W końcu Zbyszek
wybiegł z pokoju.
Kubiak znów usiadł obok dziewczyny próbując ją ocucić.
Później było już tylko słychać syreny karetki i pokrzykiwania
ratowników medycznych. Zabrali ją do łódzkiego szpitala, nie chcąc udzielić
żadnych informacji o jej stanie.
- Jadę za karetką – poderwał się i uświadomił swojego
przyjaciela w swoim planie – wytłumacz mnie u trenera.
W jego oczach
widać było łzy. A kilka kropel po chwili spłynęło po jego policzkach. Nie zdawał
sobie sprawy, że ta drobna dziewczyna znaczy dla niego aż tyle. Nie zdawał
sobie z tego sprawy dopóki prawie jej nie stracił. O ile nie stracił jej na dobre…