czwartek, 28 listopada 2013

epizod piąty.


Gdy zamienisz już rzeczywistość w sen,
Nie odnajdziesz się,
Nie znajdzie ciebie nikt.


Filigranowa blondynka kroczyła schodami na ostatnie piętro, gdzie mieściła się "strefa rozrywki". Z lekką niepewnością wyszła zza rogu. Na ogół nie zwracała uwagi na tysiące oczu wpatrzonych w jej sylwetkę, gdy pokonuje kolejne długości basenu. Teraz wzrok siatkarzy ją sparaliżował. Stała nie wykonując nawet najmniejszego ruchu, gestu. Wręcz zamarła widząc ich uśmiechnięte twarze. Zaczęła się zastanawiać dlaczego to ona nie cieszy się życiem, tylko ciągle rzucane są pod jej nogi kłody. Rozmyślenia przerwał jej stojący obok niej Kurek, który postanowił zapoznać dziewczynę ze zgromadzeniem.
- To jest Iza, Iza poznaj wszystkich – wskazał gestem ręki na siedzących siatkarzy, po czym zniknął gdzieś między swoimi kolegami.
- Bartek nie umie zająć się kobietami - skwitował podchodzący do niej siatkarz - Michał - uśmiechnął się wyciągając w stronę dziewczyny rękę.
- Izabella - uścisnęła jego dłoń delikatnie się rumieniąc. Jego uśmiech paraliżował ją od czubka głowy aż po same palce stóp.
Nigdy w życiu nie widziała w tak cudowny i intrygujący sposób podnoszenia kącików warg do góry. Michał był ewidentnie pierwszym facetem, który zaciekawił ją tym pozornie małym gestem.
Kubiak poprawił oparte na nosie okulary, po czym wyszukał wolnego miejsca i pokierował w tamtą stronę nowo poznaną blondynkę.
Co go w niej urzekło? Może długie nogi i zgrabna, wyrabiana godzinami na siłowni czy pływalni, sylwetka? Może długie blond włosy i tęczówki oddające głębie najczystszego morza świata? A może po prostu chciał wiedzieć, czemu na tak ładnej buźce nie gości radość. 
Dziewczyna z krzywym uśmiechem przyklejonym na twarzy, nienaturalnie równymi policzkami i lekko spuszczoną głową przemierzała odległość do wolnego miejsca. Jak na złość znajdowało się ono prawie w drugim końcu pokoju. Nieoczekiwanie michałowa dłoń dotknęła dolnej partii jej pleców. Chciał ją delikatnie pokierować, aby przypadkiem nie weszła na leżącego na podłodze Włodarczyka, który notabene od kilku minut był już w krainie wujka Morfeusza. Przez ten całkiem odruchowy gest ze strony Kubiaka, dziewczyna poczuła jak jej policzki jeszcze bardziej płoną. Nie wspominając już o dziwnym prądzie, który nie przeszedł tylko jej ciała. Pojawił się też i u siatkarza, który posłał w jej stronę kolejny uśmiech, tym razem przepraszający. 
Rzeczywiście, Iza po rozstaniu z Filipem stała się o wiele bardziej wstydliwa. Każdy najmniejszy ruch wykonany przez mężczyznę w jej kierunku przyprawiał ją o tysiące sprzecznych myśli i wypieki na policzkach o odcieniach począwszy od delikatnego różu, a kończąc na bordowym. Usiadła między Kubiakiem, a Piotrkiem Nowakowskim, od razu zapoznając się z blondynem.
- Od ilu lat pływasz? - zagaił siedzący na przeciw niej Krzysiek.
- Gdy miała sześć lat starszy brat pierwszy raz zaprowadził mnie na pływalnie. Sam miał wtedy dwanaście lat i już od jakiegoś czasu uczęszczał na zajęcia - odpowiedziała treściwo na zadane jej pytanie notorycznie przeczesując do góry pasma włosów które kiedyś były grzywką.
 - Czyli pływanie jest u was sprawą rodzinną? - dopytywał libero, który jak wiadomo lubi wszystko o wszystkim i o wszystkich wiedzieć.
 - Można powiedzieć, że tak. Choć Sebastian szybko zrezygnował z pływania, na rzecz nowej pasji, jaką wtedy była piłka nożna - złączyła razem kolana układając na nich dłonie.
 Może i nie czuła się skrępowana padającymi co chwilę nowymi pytaniami, ze strony już chyba wszystkich zawodników. Ona po prostu czuła się zawstydzona ich wzrokiem i zainteresowaniem jej osobą. A to przecież trochę niedorzeczne. Bo jeśli jest się osobą medialną, sportowcem znanym całej pływackiej części Polski, to chyba nie powinno mieć się żadnych obaw przed padającym w twoim kierunku spojrzeń, prawda? Więc było coś jeszcze. I ewidentnie tym czymś był Filip. Podświadomie Iza cały czas żyją myślą, że on wróci i znów będzie jak dawniej. Nie odkochała się i w żadnym wypadku nie zrobi tego na przestrzeni kilku dni. Nie wiadomo ile jej to zajmie. Bo przecież każdy przeżywa rozstanie na swój własny sposób. A Filip był - według niej samej - miłością jej życia, jedynym facetem, który w całości skradł jej serce.
- Hej, Iza - poczuła jak Michał szturcha ją łokciem - Bartek pyta co chcesz oglądać.
Ocknęła się. Lekko natrzepała głową. Przeczesała włosy i zamrugała oczami. Wróciła ze świata rozmyślań i wspomnień.
- Obojętne mi to - wzruszyła ramionami - przepraszam, zamyśliłam się – dodała zabawnie marszcząc czoło.
Do końca filmowego wieczoru była nieobecna. Może i z pozoru śledziła losy bohaterów jakiegoś filmu akcji, jednak myślami wciąż wracała do wspomnień, a może to one wracały do niej niczym bumerang?
Nawet nie zauważyła kiedy film się skończył i siatkarska śmietanka powoli się zmniejszała. Zostali tylko Ci najwytrwalsi, w tym jeden z towarzyszy zasiadający po jej prawicy. Zaproponował, że ją odprowadzi. Przytaknęła. Choć i tak w czasie drogi nie odezwała się ani słowem. A potem rzuciła się na łóżko, jak te wszystkie księżniczki disnejowskich bajek gdy przeżywają jakąś miłosną rozterkę, i zaczęła płakać. Choć i to nie pomogło, bo pustka pozostała. Filip zabrał ze sobą najważniejszy organ jej organizmu. Najpierw je skradł, a później tak bezdusznie spakował do plecaka i już nigdy nie oddał. Teraz Iza została bez serca. A przecież bez serca nie można żyć.



Takie moje końcowe rozważania na temat nieudanych związków.
Było fajnie i się skończyło – tradycja.
Witajcie w moim świecie.
Świecie wyobraźni. Świecie, gdzie rozstanie trochę poboli.

Ale na ogół boli bardziej niż trochę. 

piątek, 22 listopada 2013

epizod czwarty


She´s Miss California, hottest thing in West LA.
House down by the water, sails her yacht across the bay.
 Drives a Maranello, Hollywood´s her favorite scene.
Loves to be surrounded with superstars that know her name.

Dostali ślinotoku, gdy tylko zobaczyli jej ciało w drzwiach siłowni. Jeden z nich upuścił nawet sztangę, która o mały włos nie zmiażdżyła jego stopy. A ona, w pełni profesjonalnie wypełniała plan swojego treningu. Zaczęła od niewielkiego rozciągania kolejnych partii mięśni. Starał się wykonywać każde ćwiczenie, czy podnoszenie z największą precyzją, ale po jakimś czasie ich utkwiony w nią wzrok zaczął ją peszyć. Zawstydziła się. Lekki rumieniec wkradł się na jej policzki, gdy skrzyżował spojrzenie z jednym z obecnych sportowców. Siatkarz uśmiechnął się do niej szeroko, tak szczerze i z podziwem. Nie potrafiła odwzajemnić tego gestu. Zbyt bardzo bolała ją chęć uniesienia kącików warg do góry, bo dotychczas uśmiechem obdarzała tylko Filipa – chłopaka dla którego już nie istnieje, zniknęła  z jego świata jak śnieg na wiosnę, tylko z tą różnicą, że następnej zimy już się nie pojawi. 
- Nigdy nie widziałem dziewczyny, która tak wytrwale pracuję nad swoją figurą – zagaił z podziwem jeden z zawodników, siadając obok dziewczyny na ławeczce.
Zmierzyła go wzrokiem, by po chwili w głowie przypomnieć sobie jego imię, bo ewidentnie skądś go kojarzyła. Ach no tak, facet z basenu! – gdyby jej wypadało na pewno puknęła by się w głowę.
- Wy też przecież nie próżnujecie – rzuciła wlewając w swój organizm pół butelki niegazowanej wody z domieszkami jakiś ważnych dla sportowców witamin.
- Ale Ty jesteś kobietą – oburzył się.
- Nie wiem czy wiesz, ale żyjemy w czasach, gdzie występuje równouprawnienie, panie Kurek – prychnęła i dopijając zawartość plastikowej butelki wyszła z siłowni.
Odetchnęła czystym powietrzem, w którym tlen nie mieszał się z zapachem potu i innych dość nieprzyjemnych aromatów. Zaraz za nią swój trening skończyli również siatkarze, którzy całą falą wlali się do wind. Nie miała ochoty wciskać się pomiędzy ich zapocone ciała, więc wybrała tradycyjną metodę dotarcia do swojego pokoju.
Pomimo dwóch godzin ciężkiego wysiłku pokonywała kolejne schody z dużą łatwością. Słysząc odgłos kroków za sobą zatrzymała się i spojrzała w dół przez ramię.
Znów zobaczyła ten przyjazny, niosący ciepło uśmiech. Znów zakuło ją serce. I znów równie szybko co wcześniej odwróciła wzrok.

Kilka minut po zakończeniu kolacji zawodnicy zaczęli obradować w części hotelu przeznaczonej na odpoczynek. Trzy, długie, czerwone kanapy zostały ustawione na kształt podkowy, po środku stał dość dużych rozmiarów stolik ze szklanym blatem. Na beżowej ścianie wisiał plazmowy telewizor, na którym obecnie włączony był jakiś kanał sportowy.
- Może byśmy zaprosili na wieczór filmowy tą blondynkę, co była z nami na siłowni? – zagaił jeden z tych których nie upolowała jeszcze miłosna strzała amora, Andrzej.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – westchnął Możdżonek – nie pamiętacie jak to się skończyło ostatnim razem?
- Chyba masz rację – poparł go Igła – w zeszłym sezonie ta laska od podnoszenia ciężarów zdemoralizowała naszą reprezentację. Jak ona w ogóle miała na imię?
- Nie wiem jak miała na imię, ale wiem, że miała czym oddychać – zaśmiał się złośliwie Bartman.
- Kurek do dzisiaj przeżywa, że dała mu kosza – wtrącił rozbawiony Piotrek wprawiając tym Bartka w lekkie zawstydzenie.
- Nie tylko on przejechał się na tej znajomości. Kubiemu też nie udał się podrywa na misiową mordkę – zdradził Zibi, przez co prawie oberwał butelką po głowie.
- Ale przecież teraz będziemy ostrożni, a dziewczynie chyba miło będzie. Tak przypadkiem słyszałem, jak ta jej trenerka mówiła, że ostatnio ma jakieś ciężkie dni – Wrona wzruszył ramionami opierając się plecami o przyniesioną z pokoju poduszkę.
- Może okres ma, więc lepiej nie ryzykujmy – Winiarski podzielił się ze światem swoim błyskotliwym pomysłem, który notabene został przez wszystkich zlekceważony.
Już po chwili delegacja złożona z Kurka, Zbyszka i Miśka Ka, stanęła przed drzwiami do pokoju blondynki. Braku odwagi nie można im zarzucić, bo od razu zastukali w drewniano podobną płytę z przybitym numerkiem.
Otworzyła im zaspana, z  piżamie i włosach związanych w luźnego niczym nie ograniczonego koczka.
- Coś się stało? – zapytała powstrzymując się od ziewnięcia.
- Chcieliśmy się zapytać… to znaczy chcemy Ci zaproponować.. ehmm – Bartman, który zazwyczaj pałał pewnością siebie teraz o dziwo zaczął się jąkać.
- Organizujemy seans filmowy. Nie chcesz do nas dołączyć?  - Kubiak uśmiechnął się promiennie.

Znowu się z nim spotkała. Znowu napotkała jego uśmiech, który już za pierwszy razem wywołał u niej dziwne emocje i dał nadzieję, że nie jest na tym świecie sama i są ludzie, którym naprawdę zależy.
- Z miłą chęcią. Dajcie mi chwilkę – odparła, po czym zamknęła im drzwi przed nosem.
- Będziemy czekać w rekreacyjnym – dodał przyjmujący i razem z Kurkiem zaciągnęli całkiem otępiałego Zbyszka do reszty ekipy.

Była zaskoczona. Nie tylko tym, że pomyśleli o niej, ale też tym, że tak szybko się zgodziła. Czyżby wreszcie zrozumiała, że nie warto żyć tylko i wyłącznie przeszłością?
Związała włosy w bardziej wyjściowego koka, na bose stopy wsunęła japonki, a z krzesełka zgarnęła bluzę, do której szybko włożyła telefon komórkowy. Była już prawie gotowa. Brakowało jej tylko iskierki odwagi, bo przecież wstydliwość to jej drugie imię.




sobota, 16 listopada 2013

epizod trzeci


„Ile dałbym by zapomnieć Cię,
Wszystkie chwile te, które są na nie,
Bo chcę (bo chcę)
Nie myśleć o tym już
Zdmuchnąć wszystkie wspomnienia
Niczym zaległy kurz”

Zraniona kobieta to jedna z najgorszych możliwych plag tego świata. Znienawidzona faza życia każdej przedstawicielki płci pięknej. Tracimy wszelkie chęci do życia i w niepokoju oczekujemy ulgi w naszym cierpieniu. To wykańcza nas psychicznie i  fizycznie. Nie jemy. Nie pijemy. Nie śpimy. Zbyt dużo myślimy i wspominamy, a to nas powoli zabija.

W kącie pokoju leżało kilka potarganych zdjęć. Kilka wspomnień, których próbowała się pozbyć. Bezskutecznie. Blondynka siedziała na łóżku, zakopana w pachnącej lawendą pościeli, obracając między palcami jedyną ocalałą jeszcze fotografię. Jeden z wielu kawałków papieru był dla niej sztyletem wbijanym prosto w serce. Jego uśmiech już nie cieszył jak dawniej, teraz zadawał jedynie ból paraliżujący całe ciało. Ciągle czuła na sobie jego dotyk, a na ubraniach pozostały jeszcze drobinki z ukrytym zapachem jego perfum. Te wszystkie niby drobne rzeczy zadawały jej okropny ból. Bo to już nie chodziło o to, że Filipa już nie ma, tylko o to, że zostawił po sobie wszystkie spędzone razem chwile.
Wyjęła z szafy szare legginsy i luźną koszulkę z logiem sponsora. Zgarnęła z podłogi wszystkie wspólne zdjęcia i wybiegła z Ośrodka. Wzrok ją nie mylił. Na placu po drugiej stronie ulicy ktoś palił ognisko, wypalając za pewne śmieci, czy chwasty z sąsiedniego ogródka. Zapytała, czy może dorzucić coś do ognia, a później zostało jej tylko wpatrywanie się jak ogień niszczy tyle wspaniałych chwil. Zdjęła z szyi naszyjnik, który również wylądował między drewnianymi klockami.
- Kochała go pani? – starszy mężczyzna podchodząc do niej położył jej dłoń na ramieniu.
- Najbardziej na świecie – odparła ocierając ostatnie już łzy.
- Nie rozpamiętuj. Jesteś piękną dziewczyną, żaden chłopak nie przejdzie obok Ciebie obojętnie. Trzeba cieszyć się życiem, które dał nam Bóg, bo równie szybko może nam je odebrać. Carpe diem – mężczyzna uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Dziękuję – wysiliła się na uniesienie kącików ust do góry.
- Życzę powodzenia na Mistrzostwach. Będę oglądał! – dodał, gdy Iza opuszczała już posesję.

Postanowiła wyładować swój gniew w basenie z chlorowaną wodą. Wyszukała w szufladzie swój ulubiony kostium kąpielowy i pognała do sąsiedniego budynku. Weszła do swojej prywatnej szatni oznaczonej na drzwiami jej imieniem i nazwiskiem, a pierwsze co zrobiła to zmyła pozostałości swojego makijażu. Nie chciała przestraszyć ewentualnych użytkowników rekreacyjnej części pływalni.
Kolejno zdejmowała swoje ubrania, by później na nagie ciało założyć idealnie dopasowany strój. Upięła włosy w warkocz, który później zawinęła z tyłu głowy i podpięła spinkami. W torbie odnalazła czepek i natychmiastowo przykryła nim blond włosy.
Opłukała ciało pod prysznicem i wyrzucając z siebie wszystkie czarne myśli i negatywne emocje wskoczyła do basenu. Przyzwyczaiła się do początkowego chłodu ogarniającego jej organizm. Jak pływaczka potrafiła go błyskawicznie zniwelować. Pokonała dwadzieścia długości basenu, co było dopiero rozgrzewką.
Na chwilę wynurzyła się z wody i oparła łokciami o krawędź basenu. Dopiero teraz zauważyła, że z sąsiedniego zbiornika przygląda jej się grupka mężczyzn. Zignorowała ich ciekawskie spojrzenia i wyskoczyła z wody, by później znów stanąć na podeście i spróbować pobić swój rekord.
- Boże dziewczyno jaki czas! – zagadnął jeden z facetów z tej grupki, gdy tylko Iza usiada na brzegu basenu.
- Dzięki – mruknęła niewyraźnie zdejmując czepek.
- Pływasz? – dopytywał.
- A nie widać? – zmarszczyła czoło patrząc na chłopaka jak na przybysza z innej planety.
- Piter i tak nie poderwiesz! – do rozmowy dołączył się kolejny sportowiec rzucając w pierwszego rozmówcę dmuchaną piłką - Bartek, Bartek Kurek – przedstawił się siadając obok blondyni.
- Izabella Szlachetna – uśmiechnęła się niemrawo – muszę się zbierać. Miłej zabawy – rzuciła i ruszyła w drogę do szatni.
W szafce odnalazła żel pod prysznic, po czym dokładnie zmyła  z siebie chlorowaną wodę. Ponownie ubrała legginsy i koszulkę i wróciła do swojego pokoju. Przechodząc obok przeszklonej ściany pływalni pomachała nowo poznanym kolegom, choć na chwilę zapominając o Filipie, a raczej o jego braku.
Wrzuciła tylko torbę do swojego pokoju i już po chwili pukała do drzwi kwatery swojej trenerki.
- Załatw mi dzisiaj siłownię – rzuciła na wstępie siadając na obrotowym krzesełku.
- Przecież Ty masz dzisiaj wolne. Filip nie przyjechał? – Ilona odłożyła na półkę laptop i zajęła się rozmową z podopieczną.
Nie była dla niej tylko panią trener. Obrała też etaty matki, siostry i przyjaciółki. Znała Iskę na wylot. Opieprzała ją kiedy tylko mogła i wspierała w najważniejszych momentach jej życia. Między nimi było dziesięć lat różnicy, jednak i to potrafiły zniwelować i obrócić w żart.
- Przyjechał i pojechał – rzuciła obojętnie przerzucając między palcami jeden z długopisów leżących na biurku.
- Rozstaliście się? – poczekała, aż Iza kiwnie głową – Młoda, jak nie ten to inny. Tyle sportowców się tu kręci. Nic ino brać.
- Dzięki. To co z tą siłownią? – szybko zmieniła temat nie chcąc wchodzić w dyskusje na temat spalskich ciasteczek.
- Zobaczymy co da się zrobić. Dam Ci znać, a teraz zmykaj na obiad – gestem ręki wskazała na drzwi, a później usłyszała tylko ich trzask.

W stołówce pojawiło się kilka nowych twarzy, jednak ona tylko rozejrzała się w około i zajęła się dziabaniem widelcem w talerzu. Straciła apetyt, na rzecz pustki w jej organizmie. Nie wiedziała czym ma zapełnić, to co zabrał ze sobą Filip. Zostając sama nie potrafiła sobie poradzić z jego utratą. Dopiero, gdy dostała wiadomość tekstową od Ilony poczuła, że ma jeszcze dla czego żyć. Bo tylko sport trzymał ją przy życiu. Przebrała się w krótkie spodenki i sportowy top, po czym zbiegał po schodach do piwnicy, gdzie mieściła się siłownia.
- Nie udało mi się wcisnąć Cię w grafik, ale trener siatkarzy zgodził się Cię przyjąć – rzuciła szefowa otwierając drzwi do pomieszczenia.






środa, 13 listopada 2013

epizod drugi


Przy Tobie każdy dzień był zapomnieniem
I chciało się beztrosko płynąć w dal,
Piliśmy nasze słodkie przeznaczenie
Ty i ja…

Pasja – to coś cudownego. Pasja to coś co każdy powinien posiadać. Pasję trzeba odnaleźć. Trzeba przeszukać wszystkie swoje najskrytsze myśli, pragnienia i marzenia, aby znaleźć to co będzie Nas prowadziło przez resztę życia.

Biorąc głęboki oddech przecięła tafle chlorowanej wody. Na przemian machała rękami pokonując kolejne długości basenu. Czuła się jak ryba w wodzie. Może dlatego wszyscy jej znajomi nazywali ją syrenką.
- No Iska, jak tak dalej pójdzie, to Mistrzostwo masz w kieszeni – trenerka zresetowała stoper, gdy dziewczyna wynurzyła się z wody – widzimy się p obiedzie na siłowni! – krzyknęła na odchodnym.
Wyskoczyła z basenu ściągając mokry czepek. Zarzuciła blond włosami rozpryskując dookoła krople wody. Drapnęła z krzesełka ręcznik i zniknęła za drzwiami do szatni. Z szafki wyjęłam brzoskwiniowy szampon do włosów i wskoczyła pod prysznic. Ciepła woda oblała jej nagie ciało dając ukojenie zmęczonym mięśniom.
Pływanie było jej jedyną miłością. Ucieczką od smutków. Chwilami radości. Momentami zawahań. Tysiącami poddawań się i powrotów. Pływanie było jej całym życiem. I gdyby kilkanaście lat temu mogła wybierać pomiędzy spędzaniem całych popołudni na pływalni, a spotkaniami ze znajomymi, nie zmieniłaby swojej decyzji na żadną inną. Dzięki miliardom poświeceń i wyrzeczeń doszła do tego co ma teraz. A w kieszeni ma już dwukrotny tytuł Mistrzyni Polski. Otworem stoi przed nią furtka do rozgrywanych za niecały miesiąc w Rzymie Mistrzostw Europy, na które notabene ona już uzyskała kwalifikacje.
Wytarła mokre ciało w bawełniany ręcznik i pośpiesznie nałożyła na siebie bieliznę i sportowy dres. Z niedosuszonymi włosami wyszła na zewnątrz.
Jest połowa maja. Słońce zaczyna coraz bardziej dokuczać ludziom swoimi gorącymi promieniami. Drzewa owocowe zakwitły milionami kwiatów, a ptaki cały dzień dają swoje koncerty.
Uwielbiała taką pogodę. Uwielbiała maj. Uwielbiała każdego ranka biegać parkowymi alejkami i oddychać rześkim powietrzem. Uwielbiała siadać później na pokrytej rosą trawie i normować przyśpieszony oddech.
Spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu i czym prędzej pobiegła do Ośrodka. Była już spóźniona. Rzuciła w kąt pokoju sportową torbę, a następnie zbiegła z powrotem po schodach do stołówki. W pomieszczeniu panował już gwar, a przecież jeszcze nie wszyscy sportowcy zjechali na zgrupowania. Odebrała od pań kucharek tacę i usiadła samotnie przy niewielkim stoliczku.
Dziś piątek. Czekał ją jeszcze ostatni trening na siłowni, a potem weekend. Dwa dni bez ciągłego narzekania trenerki. Z utęsknieniem oczekiwała sobotniego poranka i przyjazdu pewnego szatyna, który kilka miesięcy temu skradł jej serce na jednej z krakowskich pływalni. 

- Iza, skup się! – wysoka brunetka ubrana w szary dres co chwilę pouczała swoją podopieczną -  co się z Tobą dzisiaj dzieje? Zaraz upuścisz tą sztangę!
Przez całe półtorej godziny zgarnęła niezły opieprz od Ilony, ale co mogła zrobić, gdy myślami była już przy jutrzejszym spotkaniu ze swoim chłopakiem?
- Skończmy już dzisiaj, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz – trenerka załamała ręce i wypuściła blondynkę z siłowni prawie półgodziny przed zakończeniem treningu.
Podziękowała swojej szefowej, bo tak miała w zwyczaju ją nazywać, szerokim uśmiechem i pobiegła do swojego pokoju.
W całym Ośrodka panowała cisza. Sportowcy dopiero jutro mieli powoli zjeżdżać się na jakiekolwiek zgrupowania. Przewracała się boku na bok, nie mogąc doczekać się przyjazdu Filipa. Jak nigdy, bez problemów, wstała wcześnie rano i z własnej woli, ku zabicia czasu poszła pobiegać. Ewidentnie była zakochana. A On ewidentnie był najważniejszą częścią jej życia.
Wzięła orzeźwiający prysznic i stanęła przed wypchaną po brzegi szafą. Dylemat każdej kobiety: w co się dziś ubrać? Po upływie niecałego kwadransa wyjęła czarne szorty z materiału imitującego skórę i jasną koszulkę. Na dnie odszukała adidasy na lekkiej koturnie. Spojrzała na zegarek, który wskazywał już godzinę dziewiątą, co oznaczało, że Filip za niedługo powinien już parkować na parkingu spalskiego ośrodka.
Wybiegła na dwór po drodze taranując kilka wchodzących po schodach osób. Nie przejęła się nimi za bardzo, bo w recepcji dostrzegła już sylwetkę szatyna.
- Fifi! – krzyknęła i wpadła w jego objęcia.
Przycisnął ją mocno do piersi, podnosząc kilka centymetrów nad ziemię i okręcając wokół własnej osi. Zaciskał palce na materiale jej koszulki tuląc w ramionach za pewne miłość jego życia. Przynajmniej ona tak myślała, bo on przyjechał tutaj w całkiem innym celu.
Zaprowadziła go do pokoju i usadziła na łóżku. Sama zajęła miejsce obok niego i tak po prostu wtuliła się w jego ramię.
- Musimy porozmawiać – wyszeptał wykonując ruch, który spowodował, że blondynka uniosła głowę do góry.
- Mam się bać? – przełknęła ciężko ślinę.
- Iska, kocham Cię jak wariat, ale nie potrafię żyć z Tobą na odległość.
Oczy zaszły jej łzami, a świat nagle stracił wszystkie swoje barwy. Stał się czarno-biały, a wewnątrz siebie czuła pustkę, narastającą z każdą kolejną sekundą.
- Przecież wiesz jaki jestem. Nie potrafię długo usiedzieć bez dziewczyny, która jest tuż obok, a nie ponad dwieście kilometrów dalej.
- Masz kogoś – bardziej stwierdziła niż zapytała.
Zacisnęła mocno pięści skrywając w nich kawałki prześcieradła. Broniła się przed wybuchnięciem niepohamowanym gniewem, w duchu modląc się, że to tylko jakiś chory żart, że Filip zaraz wszystko odszczeka i znów będzie jak dawniej.
- Tak – odpowiedział pełen spokoju patrząc na jakiś nieistniejący punkt na przeciwległej ścianie.
Jej świat runął już całkowicie. Jednak udawała silną, nie chcąc pokazać mu jaka jest słaba.
- Znam ją? – delikatnie uniosła kąciki ust do góry, a wzrok utkwiła na malującym się za oknem parkiem.
- Anka z sąsiedniej klatki – odparł beznamiętnie – nie gniewasz się?
- Życzę Wam szczęścia i żeby Wam się ułożyło tak jak nam miało się ułożyć – złapała jego dłoń – mam do Ciebie ostatnią prośbę, potem będziesz mógł już iść.
- Zamieniam się w słuch.
- Pocałuj mnie. Pocałuj mnie ten ostatni raz.
I pocałował. Tak, że obojgu brakło tchu, a później wyszedł. Trzasnął drzwiami i wrócił do Krakowa. Do piegatej Ani spod piątki – kolejnej miłości jego życia.




***
Poprzedni epizod to część przyszłości Izy.
Ten to punkt zwrotny jej historii. Punkt od którego zaczynamy opowieść. 

Endżoj, a jutro stolica <3


FACEBOOK - informacje o nowych rozdziałach

niedziela, 10 listopada 2013

epizod pierwszy




On my waist, through my hair
Think about it when you touch me there



Każdy jej ruch sprawiał, że Jemu serce biło coraz szybciej, ba! ono zapierdalało jak najnowsze ferrari po niemieckiej autostradzie już wtedy gdy zobaczył Ją przy wejściu do klubu.
Co Go w Niej urzekło?
Na pewno zwrócił uwagę na Jej krwistoczerwone usta i twarz wysypaną piegami. Skusił się małą czarną ledwo zakrywającą Jej jędrne pośladki. Uwiodła Go długimi nogami, bo przecież gdy tory długie to i stacja musi być zajebista.
Był wzrokowcem. Wyłapywał najlepsze sztuki, czego zazdrościli Mu Jego koledzy. Ale czego tu niby zazdrościć? Brak żony, a o dziewczynie nawet mowy nie ma. No chyba, że liczą się te szybko zmieniające się panienki, które co weekend kolejno zalegają Jego sypialnię.
Nie musiał walczyć o dziewczyny. One same się do Niego kleiły. Leciały na forsę, na sławę i na jednorazową przygodę,
Ona zapragnęła tego ostatniego. Nie liczyła na pieniądze, które w Jej sytuacji nie są już potrzebne. Ona musiała cieszyć się chwilą i maksymalnie korzystać z życia. Była chora, a wręcz umierająca.
Ruszył do ataku, choć dobrze wiedział, że ta akcja i tak skończy się w Jego sypialni. Z każdym kolejnym bitem przybliżał się do niej, aż w końcu mógł ułożyć dłonie na Jej biodrach, a nos zanurzyć w burzy Jej jasnych włosów. Zarzuciła ręce na Jego szyję, po czym zaczęli się kołysać w rytm klubowej muzyki odbijających się echem w bębenkach usznych.
Czuli narastające podniecenie, gdy błądził dłońmi po Jej ciele, delikatnie wsuwając je pod materiał sukienki. Rozchylała delikatnie wargi, gdy On bez zbędnych ceregieli całował Ją po szyi.
To było dla Niej coś nowego. Porzuciła swoją codzienną wstydliwą osobowość. Chciała wreszcie, zarazem po raz pierwszy i może ostatni raz, kochać się. Postawiła sobie za cel spełnić marzenia, a pierwszym z nich był ten „pierwszy raz”.
Zrezygnowała z przeżycia tej czystej, prawdziwej miłości, o której tak rozpisują się w tych wszystkich romansach, które tomami zalegają w Jej biblioteczce. Nie chciała ranić swojego potencjalnego ukochanego, bo dobrze znała spoczywający na Niej wyrok. Wyrok śmierci.

Byli już po trzecim drinku, gdy zdecydował się zrobić następny krok. Układając dłonie na Jej pośladkach zasmakował Jej ust. Z nienaturalną dla Niego delikatnością pieścił Jej wargi. Spodobało Mu się zmazywanie czerwonej szminki z Jej ust. Zlizywał ją językiem, wprawiając ciało dziewczyny w niekontrolowane uderzenia fal gorąca.

Chciała odreagować. Zapomnieć o chorobie, zapomnieć o kilkunastu ostatnich tygodniach. Zapomnieć o tym co jutro ją czeka. Zapomnieć o tym, że za kilka dni może jej już nie być na tym świecie. Może już nigdy nie zobaczyć Ich roześmianych twarzy, Ich szczęścia po wygranych meczach. Bolało ją to, że sama może już nigdy nie poczuć smaku zwycięstwa, ciężaru medalu na szyi i dumy, która towarzyszy przy odsłuchiwaniu narodowego hymnu. Nie wyobrażała sobie życia bez sportu, bez codziennego treningu i wypracowanych na siłowni godzinach. W duchu modliła się by tam gdzie trafi po śmierci była pływalnia, bo bez chlorowanej wody ona nie istnieje.

Dotykał jej pośladków, zaborczo wciskając dłonie pod materiał jej obcisłej bokserki. Była podniecona i czuła, że tej nocy nie będzie się liczyć nic poza upojnymi chwilami spędzonymi w objęciach tego przypadkowo napotkanego mężczyzny. Nie liczyła się z żadnymi konsekwencjami. Życie nauczyło Ją, że musi dążyć do tego czego chce. A teraz chciała jednego. Chciała stracić dziewictwo.
Poczynała sobie coraz odważniej. Niby przypadkowo wodziła opuszkiem palca po jego torsie zjeżdżając dłonią coraz niżej. Wyczuwała jego rozbudowane mięśnie ukryte pod koszulką, co jeszcze bardziej pobudzało jej wyobraźnię do działania.

Podrywali się spojrzeniami. Coraz zachłanniej penetrowali swoje jamy ustne, a dłońmi błądzili w coraz bardziej intymniejszych sferach. Oboje byli żądni namiętności. Tej chwilowej, jednorazowej namiętności. Seksu bez zobowiązań. Chwili zapomnienia, upojenia pożądaniem.
Wyciągnął Ją z klubu, dokładnie wyczuwając intencje dziewczyny. Oparł Ją plecami o zimny mur nie przestając szaleć językiem z jej gardle. Zszedł ustami niżej całując kolejno jej szyję, ramiona i dekolt.
Mieszkał niedaleko. W kamienicy naprzeciwko. Wyszeptał tylko: chodźmy do mnie, a następnie chwytając ją za rękę przeprowadził przez ulicę.
Wyszukał w kieszeni skórzanej kurtki klucze i zaczął otwierać drzwi drugą rękę trzymając na pośladku dziewczyny.



***
Nie mogłam się powstrzymać. 
No to zaczynamy. Trochę nietypowo. Trochę inaczej. I jak na razie bez ujawniania głównego męskiego bohatera.
Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Kip in tacz Mośki ;*