czwartek, 30 stycznia 2014

epizod jedenasty.


Wpuść mnie,
na całe miasto, z całych sił - wołam,
wpuść mnie,
wpuść mnie, bo skonam.

Wcisnęła w uczy różowe słuchawki z uśmiechniętymi buźkami. Z odtwarza wydobyły się pierwsze takty piosenki Happysadu.  Rytmicznie przebierała nogami zeskakując ze schodów. Mimo, że nie czuła się zbyt dobrze postanowiła nie opuszczać treningu, dlatego już kilka minut po szóstej otwierała główne drzwi do ośrodka. Wybiegła na zewnątrz zaciągając się jeszcze dość rześkim powietrzem. Znów wyruszyła w swoją tradycyjną trasę pokonując kilka kilometrów aż za spalskie granice.
Dość szybko złapała zadyszkę co bardzo ją zaskoczyło. Postanowiła skrócić swój maraton i wcześniej wrócić do Ośrodka. Dodatkowo zaczęło kręcić jej się w głowie, a mięśnie zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Z ledwością, wręcz doczołgała się z powrotem do hotelu.
Nagle poczuła mocne uderzenie w ramię, nie potrafiła utrzymać równowagi i upadła na chodnik. Zaczęła ciężko oddychać, więc jej „oprawca” zaczął panikować.
- Iśka nic Ci nie jest? – ukląkł obok blondynki instynktownie łapiąc ją za dłoń.
Rozpoznała ten głos. Mimo, że powieki ani drgnęły do góry, ona doskonale wiedziała kto jest obok niej.
- Michał  - szepnęła z trudem łapiąc oddech – zaprowadź mnie do pokoju – poprosiła.
Przy pomocy przyjmującego podniosła się i oparta na jego ramieniu powoli stawiała krok za krokiem. Przed oczami sporadycznie pojawiały jej się gwiazdki.
- Co się dzieje? – dopytywał pomagając Ci wyjść z windy.
- Gdybym ja to wiedziała – fuknęła szukając w kieszeni bluzy kluczy do pokoju.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze. Spałaś w ogóle? – dopytuje popychając drewniano podobną płytę.  
- Nie pomagasz – szepcze, gdyż nie jest w stanie wydobyć ze swojego gardła głośniejszych dźwięków – udało mi się zmrużyć oczy na kilka godzin.
- Powinnaś iść do lekarza. Zrobić szczegółowe padania.
- Nie – blondynka kategorycznie odmówiła – ostatnio więcej trenowałam, chcę jak najlepiej przygotować się do mistrzostw. To pewnie tylko zwykłe przemęczenie.
- Iza, uwierz mi. Lepiej dmuchać na zimne – przekonywał ją jak tylko mógł.
Mimo, że czuł do niej swego rodzaju żal za to co powiedziała na jego temat w Krakowie, nie mógł tak po prostu zostawić jej w spokoju. Cały czas o niej myślał, choć na wszelkie sposoby próbował wybić ją sobie z głowy. Po prostu nie mógł. Widział ją wszędzie. Jej uśmiechnięta twarz nachodziła go nawet w snach. Na treningach próbował zagłuszyć te dziwne myśli i szczere chęci wytłumaczenia sobie wszystkich nieporozumień z panną Szlachetną. Na próżno.
Długonoga blondynka zadomowiła mu się w głowie na dobre, a takiego lokatora trudno wygonić.
- Nie udawaj, że Ci na mnie zależy – burknęła siadając na miękkim materacu – dzięki za pomoc.
- Izka, proszę Cię, nie zachowujmy się jak dzieci – rzuca Kubiak opierając się  plecami o szafę.
- Kto się tutaj niby zachowuje jak dziecko? – spytała podciągając kolana pod klatkę piersiową.
- My. A przede wszystkim Ty.
- Ja? Ty chyba sobie kpisz siatkarzyku.
Izabella ciężko westchnęła. Czuła jak z sekundy na sekundę słabnie coraz bardziej. Jednak nie chciała pokazać Michałowi swoich słabości. Musiała mu udowodnić, że jest silna i wcale nie jest taką łatwą dziewczyną, jak myślał o niej Kubiak. Pomimo tego przyjmujący ciągle zajmował ważne miejsce w jej życiu.
Mężczyzna o misiowatym wyrazie twarzy zadomowił się w jej głowie na dobre, a takiego lokatora trudno wygonić.
- Czemu uczepiłaś się tej durnej wersji, że ja Cię chciałem tylko przelecieć? -  spytał w końcu nie mogąc znaleźć racjonalnego wytłumaczenia.
Był niemal w stu procentach pewien, że pojął tok myślenia kobiet, ale Iza sprowadziła go na ziemię i udowodniła, że wcale tak nie jest. Żadne mężczyzna nigdy do końca nie będzie w stanie zrozumieć kobiety. Taki już ich los.
- Iza, odpowiesz mi? – podniósł głos uderzając pięścią w blat biurka.
Nie kontaktowała. Straciła ostrość widzenia. Kończyny zrobiły się ciężkie, jakby była przykuta do łóżka ołowianymi kajdanami. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Chciała krzyczeć ale nie mogła. Zmęczenie i ból całkowicie odebrały jej wszelkie siły.
Była słaba. Zbyt słaba by zrobić cokolwiek.
- Iza!  - wrzasnął stawiając na nogi połowę Ośrodka – Iza, powiedz coś!
Doskoczył do niej i ujął jej twarz w dłonie. Klepał ją po policzkach, poruszał jej głową. Na marne. Blondynka nie dawała żadnego znaku.
- Pomocy! – krzyknął wyglądając na korytarz – niech mi ktoś pomoże! Niech ktoś pójdzie do Ilony! Do cholery jasnej! – słowa wylatywały z jego ust niczym pociski.
Nie mógł jej stracić.  Nie mógł pozwolić jej odejść. Trzęsącymi się dłońmi wybierał numer pogotowia ratunkowego. Właśnie podawał dokładne informacje, gdy do pokoju zleciała się grupka siatkarzy.
- Niech ktoś pójdzie do jej trenerki – wrzasnął rzucając telefonem na podłogę – Szybko, kurwa!
Zawodnicy byli jakby sparaliżowani. Przestraszyli się. Dlatego zanim dotarł do nich komunikat Michała upłynęło kilka chwil. W końcu Zbyszek wybiegł z pokoju.
Kubiak znów usiadł obok dziewczyny próbując ją ocucić.

Później było już tylko słychać syreny karetki i pokrzykiwania ratowników medycznych. Zabrali ją do łódzkiego szpitala, nie chcąc udzielić żadnych informacji o jej stanie.
- Jadę za karetką – poderwał się i uświadomił swojego przyjaciela w swoim planie – wytłumacz mnie u trenera.

 W jego oczach widać było łzy. A kilka kropel po chwili spłynęło po jego policzkach. Nie zdawał sobie sprawy, że ta drobna dziewczyna znaczy dla niego aż tyle. Nie zdawał sobie z tego sprawy dopóki prawie jej nie stracił. O ile  nie stracił jej na dobre…


piątek, 24 stycznia 2014

epizod dziesiąty.


W głowie mała wojna trwa,
Czy przypadkiem wszystko gra,
Nie ma miejsca na błąd.
Rośnie we mnie dzika myśl,
Rzucić wszystko choćby dziś,
Znów uciekam stąd!

Znów przecina tafla wody. Znów do jej nozdrzy dostaje się zapach chloru, a ramiona idealnie współpracują z nogami i resztą ciała. Wypracowuje co rusz to najlepsze czasy, chcąc udowodnić sobie, Ilonie, a przede wszystkim Michałowi, że jest silna. Po blisko dwóch godzinach nieustannego treningu poczuła niewyobrażalny ból rozrywający całe jej ciało. Na początku nie zareagowała, ale stopniowo zwalniała tempo i intensywność.
Trenerka namawiała ją na zakończenie dzisiejszego wysiłku fizycznego, a Iza nie miała zamiaru się poddać. Już od blisko dwóch tygodni katowała się na basenie i siłowni. Rezultatem było oczywiście podniesienie wyników, ale z drugiej strony dziewczyna z dnia na dzień stawała się coraz słabsza, coraz bladsza, a życie coraz bardziej z niej ulatywało. Postanowiła nie skarżyć się na żaden ból, doskonale zdając sobie sprawę, że Ilona jak zwykle spanikowałaby i kazała jej przestać ćwiczyć.  A przecież tylko pływanie trzymało się wśród żywych. Nie miała już nic oprócz sportu i chlorowanej wody.
Wyczerpana w końcu odpuściła i podpierając się o kant basenu wyskoczyła  z wody. Przeciągnęła się głośno wzdychając. Syknęła z bólu stawiając pierwszy krok. Była zmęczona. Zbyt bardzo wyczerpana, a każdy krok sprawiał jej olbrzymią trudność. Z ledwością dotarła do swojej szatni i opadła na drewnianą ławkę. Głęboko oddychała popijając co rusz to łyk wody. Nie mogła dojść do siebie, z trudem udało jej się unormować oddech, a ubrania nakładał na siebie w zwolnionym tempie. Torba ciążyła jej na ramieniu, gdy wracała do Ośrodka.
- Pomogę – usłyszała za sobą przyjazny głos, a gdzieś w głowie doszukiwała się jego właściciela.
Nie czekając na odpowiedź mężczyzna wziął jej torbę, po czym stając po jej prawej stronie dokładnie przyjrzał się jej twarzy.
- Iza, prawda? – zapytał powoli ruszając w kierunku dużego budynku.
- Tak – mruknęła cicho, niepewnie – A Ty?
- Andrzej Wrona – uśmiechnął się do niej promiennie poprawiając przewieszony przez ramię pasek.
- Siatkarz? – westchnęła lustrując go bystrym spojrzeniem.
- Tak jakoś się złożyło – wzruszył ramionami – wiesz wzrost, wygląd i te sprawy – dodał przeczesując włosy dłonią.
- Co ma wygląd do siatkówki? – zapytała zdziwiona próbując jakoś zapomnieć o bólu rozsadzającym jej brzuch.
- Trzeba w tej telewizji się jakoś prezentować. Ty na przykład masz idealną prezencję. Mogłabyś zostać modelką lub aktorką!
- Nie dzięki. Idealnie pasuje mi pływanie – burknęła lekko zawstydzona.
Jej policzki delikatnie się zaczerwieniły. Przez całą drogę, aż do jej pokoju, Andrzej zasypywał ją co rusz to nowymi komplementami, wprawiając dziewczynę w naprawdę ogromne zakłopotanie.
Po przekroczeniu progu pokoju Iza grzecznie podziękowała sportowcowi, by później dość niegrzecznie zamknąć mu drzwi przed nosem  nie dając dokończyć rozpoczętego zdania.
Była zbyt zmęczona na wysłuchiwanie jego kolejnych wywodów i zachwytów nad jej urodą. Nie była przyzwyczajona do ciągłych komplementów i miłych słów. Czuła się wtedy głupio i  niezręcznie.
- Przecież ja wcale nie jestem ładna – szepnęła do swojego lustrzanego odbicia przejeżdżając palcem po wystającej kości policzkowej.
Przepełniały ją kompleksy. Za grube uda. Garbata sylwetka. Krzywy nos. Głęboko osadzone oczy. Wszystko było nie tak jak powinno. Każdego dnia zmagała się z własną sobą i swoimi myślami, które ciągle krążyły wokół niedoskonałości jej ciała.
Ciągle wpatrywała się w lustrzane odbicie, a obraz powoli zaczął jej się rozmazywać. Tracił ostrość, a o konturach nie było już nawet mowy. Zaczęło jej się kręcić w głowie, więc powoli krok po kroku dotarła do łóżka, na którym przysiadła. Ból nie ustawał, a wręcz się nasilał. Z minuty na minutę było coraz gorzej. Sięgnęła do szuflady, prawie wyrzucając całą jej zawartość na ziemię, i wyciągnęła z niej pudełko tabletek przeciwbólowych. Nie była ich zwolenniczką, jednak teraz sądziła, ze to ostatni sposób, który może jej pomóc. Połknęła dwie pastylki popijając je wodą, po czym nakrywając się szczelnie kołdrą próbowała zasnąć. Na nic zdały się wszelkie modlitwy, czy przekleństwa. Ból był zbyt silny.
Słysząc pukanie do drzwi nie miała siły nawet się podnieść. Szepnęła tylko, ledwo słyszalne, proszę, po czym delikatnie podniosła się na łokciach.
- Nie przyszłaś na obiad – rzuciła na wejściu Ilona, od razu podchodząc do okna i otwierając je na rozcież.
Do pokoju wpadły dźwięki towarzyszące dobrej zabawie. Wszędzie było słychać męski śmiech. Śmiech siatkarzy. Co chwilę przekrzykiwali się i przedrzeźniali.
- Zamknij okno. Źle się czuje. Chce zostać sama – wyszeptała nakrywając się kołdrą.
- Iśka nie powinnaś się tak katować tym wszystkim co się wydarzyło – rzuciła trenerka podchodząc do dziewczyny.
- Źle się czuje. Głowa mnie boli. Zostaw mnie samą – poprosiła mrużąc zmęczone oczy.
- Niech Ci będzie. Wykuruj się do jutra. Widzę Cię rano na treningu – oznajmiła wychodząc z pokoju.
Ilona nie zdawała sobie sprawy co tak naprawdę dzieje się w organizmie jej podopiecznej, zresztą sama Izabella nie wiedziała co jeszcze ją czeka. Dla niej było to zwykłe osłabienie, które miewała w swoim życiu już kilka razy.
Przymknęła powieki, a Morfeusz zabrał ją do swojej krainy, gdzie żaden ból i żal nie miał miejsca.

Stoi na podium. Na najwyższym stopniu. Z medalem mistrzostw świata zawieszonym na szyi. Wszędzie słychać skandujących kibiców, a już po chwili na całym obiekcie rozbrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego. Po jej policzkach spływają strumienie łez. Łez szczęścia.
- Gratuluje kochanie – schodząc z podestu tonie w męskich objęciach.

Jednak mimo usilnych starań nie może dostrzec jego twarzy. Czuje tylko jego trzydniowy zarost ocierający się o jej czoło i perfumy, tak bardzo specyficzne i znajome. 



sobota, 4 stycznia 2014

epizod dziewiąty.


I nawet kiedy będę sam
Nie zmienię się, to nie mój świat
Przede mną droga którą znam,
Którą ja wybrałem sam
                                                                                                                                      
Przeprosiny. Pełne skruchy przeprosiny za to, że zwiał z treningu.
Złość. Czysta złość. I to nawet w tym sportowym aspekcie. Na popołudniowym treningu prawie zabił swoimi atakami i zagrywkami biednego Ignaczaka.
Pochwały. Od samego trenera. Za siłę i determinacje.
Obietnice. Tysiące obietnic, że w przyszłym meczu będzie atakował tak pięknie jak dzisiaj.
Rozpacz. Ten cholerny smutek i poczucie, że stracił kogoś ważnego.
Zmęczony po ciężkim wysiłku fizycznym i setkach zaatakowanych i przyjętych piłek wszedł po prysznic. Zimne krople wody tak przyjemnie chłodziły jego rozgrzane ciało. Pozwoliły mu na chwilę relaksu. W kabinie roznosił się zapach jego żelu pod prysznic pomieszanego z jednym z dość sławnych szamponów. Za cholerę nie mógł wyrzucić z pamięci Jej uśmiechu, błysku w oku i tych fałszywych oskarżeń, które skierowała pod jego osobą.
Owinięty ręcznikiem w pasie wszedł do pokoju, gdzie jego współlokator smarował palce jakąś maścią i oklejał je specjalnymi plastrami. Zbyszek posłał mu czysto złowieszcze spojrzenie.
- Palce mi chciałeś wyłamać, idioto? – fuknął, wręcz zabijając przyjmującego wzrokiem.
- Sorry – mruknął wyjmując z szafy czyste bokserki i jakieś pierwsze lepsze spodenki.
- Kubi co się, kurwa, z Tobą dzieje? – wrzasnął atakujący próbując zrozumieć dziwne zachowanie przyjaciela – Iśka?
- Po co pytasz jak wiesz – burknął ponownie znikając w łazience.
- Mogę jakoś pomóc?
- Nie mów mi o niej. Wtedy najbardziej mi pomożesz – westchnął ubierając uprzednio zabrane ciuchy – ja muszę zapomnieć.
Tak, musi zapomnieć. Musi wymazać ją sobie z pamięci. Nie zadręczać jej problemami, pretensjami i oskarżeniami. Nie zadręczaj całą jej osobą.
Ale chyba nie jest na tyle silny, aby to uczynić.

Łzy. Tysiące łez spływających po jej policzkach. Strumienie czarnego tuszu do rzęs połączonego ze słonymi kroplami.
Chusteczki. Tony zużytych chusteczek zalegających na łóżku, szafkach i podłodze.
Kanapki. Pysznie wyglądające kanapki stojące na szafce nocnej. Nawet nie ruszone.
Uśmiech. A raczej jego brak.
I te pieprzone wyrzuty sumienia. I bezsilność. Poczucie podjęcia złej decyzji. To wszystko nie ułatwiało jej powrotu do Spały.
Spędziły w Krakowie trzy dni. Trzy ciężkie, długie dni spędzane w łóżku, w tych samych czterech ścianach Krystianowego mieszkania. I trzy noce, bezsenne noce, spędzone na rozmyślaniu i obwinianiu się za wszystkie błędy.
- Boże, Iza – w drzwiach pokoju pojawiła się zatroskana Ilona – czemu Ty nic nie jesz? – wręcz krzyczy widząc dwie, niezjedzone kanapki – chcesz się zagłodzić?
- Nie mam apetytu – wymruczała chowając się pod kołdrę.
- Hej mała! Nie ma leniuchowania. Zbieraj się. Wracamy do Spały – trzydziestodwulatka pociągnęła za wystającą stopę swojej podopiecznej.
- Nie chce tam wracać. Nie chce już pływać. Nie mam dla kogo – wyłkała wciskając głowę w miękką poduszkę, która notabene cała była już w plamach pozostawionych przez rozmazany tusz.
- Iza! Oszalałaś do reszty?! – oburzyła się Ilona – chcesz zaprzepaścić swoją karierę, bo zerwał z Tobą jakiś dupek?!
- On był całym moim życiem! – Iza wybuchła jeszcze większym płaczem niż wcześniej. Ryczała jak matka na pogrzebie jedynego syna.
Ilona usiadła obok niej i objęła ją ramieniem, mocno przytulając. Głaskała ją po włosach szepcząc, że wszystko się ułoży. Choć i ona powoli zaczynała w to powątpiewać.
- Izuś, musimy wracać. Musisz trenować! Musisz pokazać temu całemu Filipowi co stracił! – zarządziła trenerka – masz piętnaście minut!
Cmoknęła ją po matczynemu w czoło i opuściła jej pokój. Blondynka długo leżała na łóżku nie mogąc zebrać siły i motywacji aby wstać. Bo po co ma wracać do Spały? Żeby znowu zobaczyć jego zakłamaną twarz? Kobieca intuicja doskonale dała jej do zrozumienia, że Kubiak chce ją tylko przelecieć. Przecież w nocy, przed swoim wyjazdem, przeanalizowała jego zachowanie, wzięła pod uwagę wszystkie jego małe i większe gesty, wszystkie słowa… wtedy wszystko stało się jasne. Wyrobiła sobie zdanie na temat Michała, choć nie miała praktycznie żadnych podstaw, aby tak sądzić. Cokolwiek robił przyjmujący, robił to dla własnego dobra dziewczyny, a nie dla swoich korzyści. Chociaż nie możemy pominąć faktu, że Iza bardzo mu się podobała. Dla niego ważniejsze było jednak pomaganie jej w trudnych chwilach, niż jakiekolwiek jego uczucia, a zaczął obdarzać ją coraz silniejszymi.
Z drugiej jednak strony przeszła jej przez głowę kolejna myśl, która bardziej zmotywowała ją i zachęciła do powrotu do Spały.
Przecież jest kobietą. Jest silną kobietą. I musi to mu udowodnić. Musi mu pokazać, że jest twarda i nie da się tak łatwo złamać.

Ale chyba nie jest na tyle silna, aby to uczynić.