poniedziałek, 30 grudnia 2013

epizod ósmy


I'm here without you baby
But you're still on my lonely mind
I think about you baby
And I dream about you all the time

Kubiak przeraził się nie na żarty, gdy w Jej pokoju nie odnalazł nikogo poza bałaganem na łóżku i otwartą szafą. Zaczął szukać Ilony, która na dworze próbowała dodzwonić się do swojej podopiecznej.
- Wyłączyła telefon – westchnęła sama do siebie, nie zdając sobie sprawy, że Michał stoi obok niej.
- Gdzie mieszka ten jej Filip? – spytał co spowodowało, że blondynka zmarszczyła nos i obróciła się w jego kierunku.
- W Krakowie, ale co to ma do rzeczy? – westchnęła ponownie wybierając, już chyba po raz dwudziesty, ten sam numer.
- Iza pewnie tam pojechała – rzucił odchodząc w kierunku, z którego przyszedł.
- Jesteś tego pewien? – dopytuje.
Michał kiwnął twierdząco głową, po czym streścił jej historię z poprzedniego wieczora. Ilona była zszokowana, nie miała pojęcia, że jej mała, drobna Iza aż tak przeżywa to rozstanie. Dziewczyna była dla niej jak młodsza siostra, której nigdy wcześniej nie miała. Poznały się kilka lat temu, gdy Iza rozpoczynała swoją profesjonalną, pływacką karierę. Wyłapała ją na jednych z zawodów wojewódzkiej rangi i zaproponowała współpracę. Od tego czasu są nierozłączne. I choć Ilona, z powodu poważnej kontuzji, musiała zrezygnować z pływania, dzieli się swoim doświadczeniem z młodszą podopieczną.
- Przyjechałyśmy jednym samochodem, pewnie go wzięła – wyklinała rozglądając się po parkingu.
- Pojedziemy moim – zadeklarował siatkarz.
- Pojedziemy? – uniosła do góry brwi – a czy Ty, chłopcze nie musisz trenować?
- Trening mam dopiero późnym popołudniem – skłamał doskonale wiedząc, że za niecałą godzinę powinien stawić się na hali – poza tym nie pozwolę żadnej kobiecie prowadzić mojego samochodu – fuknął oburzony.
- W takim razie jedźmy. Muszę ją szybko znaleźć, żeby przypadkiem nie zrobiła czegoś głupiego.
W czasie gdy szli w stronę kubiakowego samochodu, siatkarz wystukał na ekranie swojego telefonu, krótką ale treściwą wiadomość tekstową, którą później wysłał do Bartmana, to właśnie na Zbyszka spadł obowiązek wymyślenia wymówki dla Michała i nakłamania trenerowi.
Kubiak łamał wszelkie możliwe przepisy drogowe, ale w uszach ciągle brzęczały mu słowa Ilony: żeby nie zrobiła sobie nic głupiego. Dlatego też w ekspresowym tempie znaleźli się w Krakowie. Przyjmujący podparte na nosi okulary korygujące jego wadę wzroku i wstukał w GPSie podany przed towarzyszącą mu blondynkę adres.  Po piętnastu minutach błąkania się wśród ulic stolicy małopolski dotarli na odpowiednie osiedle.
- Boże, nie pamiętam, który to blok! – panikowała kobieta.
- Myślisz, że wpuścił ją do mieszkania? – prychnął Kubiak, który nie bardzo rozumiał tok myślenia płci przeciwnej.
- No przecież nie wyrzucił jej na bruk! Za pewne teraz rozmawiają w domy. Może nawet i do siebie wrócili.
- Życie to nie bajka – skwitował Michał – jak ten typek ma na nazwisko? – spytał wchodząc do pierwszej klatki.
- To chyba nie będzie potrzebne – mruknęła Ilona – Filip właśnie obściskuje się jakąś dziewczyną kilka metrów dalej.
Michał odwrócił się, a widok dwójki miziających się pod blokiem ludzi, wręcz go rozsadzał. Nie zważając na nawoływania Ilony, podbiegł do chłopaka i jednym szybkim ruchem sprawił, że z jego nosa strumieniem poleciała krew.
- Pojebało Cię koleś? – wrzasnął Filip wycierając czerwoną ciecz.
- To za Iśkę! – fuknął siatkarz odchodząc w stronę swojego mieszkania swojego samochodu.
Usiadł na miejscu kierowcy i z całej siły uderzył pięściami w kierownicę. Sam nie wiedział czemu go uderzył i co nim wtedy kierowało. Przecież to nawet nie była jego sprawa.
- Na Paderewskiego mieszka jej brat. Może tam ją znajdziemy – rzuciła trzydziestodwulatka wsiadając do auta.
Błyskawicznie odpalił silnik i już niespełna pięć minut później Ilona wciskała guzik domofonu umiejscowiony przy nazwisku Szlachetny.
Mieszkanie znajdowało się na parterze. Wysoki blondyn o przenikliwie niebieskich oczach otworzył im drzwi. Uśmiechnął się promiennie widząc w progu Ilonę – koleżankę ze szkolnej ławy. Trochę wyrosła od czasów liceum, dlatego gdy zobaczył ją pierwszy raz na zawodach młodszej siostry prawie jej nie rozpoznał.
- Iza śpi. Wejdźcie – zaprosił ich gestem ręki.
Rozsiedli się w salonie. Krystian postawił przed nimi schłodzony sok pomarańczowy i skrupulatnie odpowiedział na zadane przez Ilonę pytanie.
- Przyszła do mnie zapłakana. Mówiła coś o Filipie i jakiejś Ance. Poczekałem aż się uspokoi i wyciągnąłem od nie wszystko. Filip ją zostawił, przyjechała dzisiaj się z nim zobaczyć i ratować ich związek. Gdy podjechała pod jego blok on akurat wychodził z tą swoją nową dziewczyną na spacer. Całowali się przytulali. Z piskiem opon odjechała z parkingu nie ustępując pierwszeństwa. Miała stłuczkę. Na szczęście Izie nic się ni stało.
- Wiedziałam, że zrobi coś głupiego, wiedziałam – mruknęła Ilona.
- Mogę do niej pójść? – zagadnął Michał, który od samego początku ich przybycia nie odezwał się ani słowem.
- Jasne, te środkowe drzwi – Krystian wskazał mu drogę.
Poczekał aż chłopak zniknie za drzwiami i pytającym wzrokiem spojrzał na swoją koleżanką.
- Chcesz wiedzieć kto to? Michał. Jakiś siatkarz ze Spały. Iza chyba znalazła sobie w nim przyjaciela.
- Myślisz, że można mu zaufać? – dopytywał martwiąc się o swoją młodszą siostrę.
- Przyjechał tu ze mną opuszczając swój trening, więc chyba mu na niej zależy.
- Jeżeli okaże się taki jak Filip to mu nogi  dupy powyrywam. Muszę jeszcze dorwać tego Kwiatkowskiego – zacisnął dłonie w pięści.
- Już chyba nie będziesz musiał. Cios Michała zapamięta na wystarczająco długo.
I tym właśnie sposobem Michał zyskał w oczach Krystiana. A opinia starszego brata jest dla Izy bardzo ważna, a może i najważniejsza.

Tymczasem Kubiak wszedł do wyznaczonego pokoju. Delikatnie otworzył drzwi i podszedł do łóżka. Była taka piękna i taka bezbronna. Subtelnie dotknął jej dłoni. Była jakby rozpalona. Blondynka poruszyła się i otworzyła oczy.
- Co Ty tutaj robisz? – zapytała lekko zszokowana.
- Przyjechałem z Iloną. Martwiliśmy się.
 -Niepotrzebnie –rzuciła obojętnie.
- Jak to niepotrzebnie? Iśka miałaś stłuczkę, a Ty mówisz, że nic się nie stało i niepotrzebnie się o Ciebie martwiliśmy?!
- Michał nie wiem czego Ty ode mnie chcesz, ale nie jestem pierwszą lepszą, którą możesz zaliczyć i zostawić. Myślisz, że jak jestem po rozstaniu to możesz zrobić ze mną wszystko?! Mylisz się!
- Przykro mi, że masz o mnie aż tak fałszywe zdanie – warknął i trzaskając drzwiami opuścił najpierw jej pokój, a później i całe mieszkanie.
Zawiódł się na niej? Możliwe. Przecież on wcale taki nie był.

Nerwowo odpalił samochód i odjechał w stronę Spały. Po jego policzku popłynęła pojedyncza łza. Chciał, a nawet musiał wymazać ją sobie z pamięci.





***
Co ten rozdział taki długi....

sobota, 21 grudnia 2013

epizod siódmy.


Nothing compares
No worries or cares
Regrets and mistakes
They're memories made
Who would have known
How bittersweet this would taste?



Teraz wszystko zaczynało nabierać sensu. Smutek w jej oczach miał już wyjaśnienie. Łzy spływające po jej policzkach nie brały się bez powodu. Brak uśmiechu dało się już racjonalnie wytłumaczyć.
Ale co On ma Jej odpowiedzieć? Skąd ma wiedzieć, dlaczego jakiś dupek ją zostawił? Dlaczego ktoś złamał jej serce? Ona na to nie zasługiwała. Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Nie znał jej historii. Nie znał tego idioty, który popełnił – według niego – największy błąd swojego życia.
- Jestem beznadziejna! Jestem niedorajdą!  - krzyczała połykając spływające po jej policzkach łzy.
Upadła na ziemię. Rozkleiła się już całkowicie. Dławiła się łzami, wyklinając wszystkich dookoła.
Uklęknął obok niej, zamykając jej wątłe ciało w szczelnym uścisku. Pozwolił, aby jego koszulki doszczętnie przemokła jej łzami. Bolała go rozpacz wylewająca się litrami z jej serca.
Mijały minuty, a Oni nadal trwali w niezmiennej pozycji. Blondynka wypłakała już chyba zapas łez na całe dekady. Mimo tego cichutko łkała mieląc między palcami skrawek kubiakowej koszulki.
- Wracajmy już. Musisz się wyspać - zadecydował w pewnej chwili siatkarz powoli podnosząc się z ziemi.
- Ja tu zostanę. Muszę wszystko przemyśleć - odparła siadając na pobliskim pniu drzewa. 
- Nie zostawię Cię tu samej - mruknął pociągając w dość zabawny sposób nosem, po czym usiadł obok niej.
Może nie znała Go Bóg wie ile czasu, ale właśnie teraz zrozumiała, że może na Nim polegać i to w każdej sytuacji. Tak nagle potrafiła mu zaufać. Nie bała się później pory, totalnego odludzia i nieczystych myśli swojego towarzysza.  Tak po prostu objęła go w pasie i ułożyła głowę na jego ramieniu. Tak po prostu odpłynęła. Zresetowała się. Wkroczyła w krainę, gdzie wszystko idzie po jej myśli.
Nie wiem, która mogła być godzina. Stanowczo było już po północy. Zrobiło się naprawdę zimno, a Ona ciągle spała wtulona w jego klatkę piersiową. Przyciskając ją mocno do swojego torsu podniósł dziewczynę i za rękach zaniósł ją do ośrodka. W jego mniemaniu była lekka jak piórko. Stanowczo na siłowni podnosi kilka razy więcej kilogramów, a mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że i ona na treningach zmaga się z większymi ciężarami. Mógłby nosić ją na rękach całymi dniami zaciągając się zapachem jej szamponu do włosów.
Tylko się nie zakochuj. Przecież Ty, Michał Kubiak, nie potrafisz kochać.
Przebudziła się na moment. Spojrzała na niego przeszklonymi oczami, lekko wystraszona. A on znów uśmiechnął się do niej, tak jak nigdy inny wcześniej nie był w stanie.
Tylko się nie zakochuj. Przecież Ty, Izabella Szlachetna wciąż tkwisz w martwym punkcie uczucia do Filipa.
Łokciem nacisnął klamkę, a stopą pomógł sobie w otworzeniu drzwi do jej pokoju. Z największą delikatnością położył ją na miękkim materacu. Poczekał aż jej oddech stanie się płytszy. - Śpij dobrze, Księżniczko - pocałował ją w czoło i po cichu opuścił pokój. Wychodząc na korytarz prawie rozerwały go na kawałki. Chciał tam wrócić. Chciał siedzieć pod ścianą i obserwować jak śpi. Chciał być przy niej, gdy się obudzi. Nagle wśród otaczających go ścian rozniósł się dźwięk trzaśnięcia drzwi. 
 - Boże, Kubiak! Gdzieś Ty się podziewał? - Zbyszek, współlokator przyjmującego wręcz odetchnął z ulgą widząc swojego przyjaciela błąkającego się po korytarzu - już miałem iść do Andrei zgłosić Twoje zaginięcie.
- Nie pierdol, Bartman! - Michał gdyby nigdy nic wzruszył ramionami - nigdy wcześniej nie byłeś zakochany? 
- Tylko mi nie mów, że.. - urwał słysząc tupot kroków nieopodal. 
 Wciągnął go do ich pokoju i postawił w ogniu pytań. Bombardował nimi niczym atakami w czasie najważniejszych spotkań. A Michał spokojnie na nie odpowiadał przez kolejne kilka godzin. W czasie tego "wywiadu" zrozumiał, że Iza jest dla niego jeszcze bardziej ważna niż myślał. Mówił o niej z nieziemską czułością, a przecież znał ją raptem tylko kilka dni. 
 Spał około godziny. Równie z denerwującym dźwiękiem budzika zerwał się z łóżka i z hukiem wpadł do łazienki. Zibi pokręcił tylko z politowaniem głową i znowu opadła poduszkę. 
 - Ale się odjebałeś - zagwizdał widząc swojego współlokatora wklepującego w szyję wodę kolońską - Oj Misiu, Misiu, wpadłeś jak śliwki w kompot. 
- Przestań ciskać sucharami Igły i zbieraj dupsko na śniadanie! - rzucił w niego pierwszą lepszą koszulką. 
- Tak masz rację, muszę sobie zająć miejsce obok Twojej blondynki, aby ponarzekać na Ciebie - zaśmiał się atakujący naciągając na swoje nogi spodnie dresowe. 

 Wymieniając między sobą wszelakie nieuprzejmości i wzajemnie sobie dogryzając zeszli do stołówki. Oboje dokładnie rozglądali się po całym pomieszczeniu jednak żaden z nich nie dostrzegł zgrabnej sylwetki Izy. 
- Może jeszcze nie wstała - Zbyszek poklepał swojego przyjaciela po plecach i ruszył w stronę stołu okupowanego przez resztę siatkarskiej społeczności. Kubiak niemrawo przeżuwał dietetyczne kanapeczki cały czas wlepiając wzrok w podwójne drzwi. Nagle w progu pojawiła się podenerwowana Ilona - trenerka Izabelli. Rozejrzała się dokładnie dookoła. 
 - No ja ją kiedyś zabije! - syknęła obracając się na pięcie i wychodząc z pomieszczenia. 
Kubiak momentalnie poderwał się ze swojego miejsca i wybiegł za kobietą.






***
Wreszcie udało mi się dokończyć rozdział! Uff.
należy Wam się jedno wielkie PRZEPRASZAM.
wiem, że nawaliłam, ale przez ostatnie dni zbyt dużo się działo i zbyt wiele miałam na głowie, aby wziąć sie za pisanie :<
przeżywałam kryzys własnej siebie.
i nadal nie odnalazłam prawdziwej mnie. 

A tak btw.: 

Wesołych Świąt Miśki <3

ja bym nie pogardziła takim prezentem *o*

pozdrawiam,
M. 

piątek, 6 grudnia 2013

epizod szósty.


Nocami myślę, ciemność porusza wyobraźnię
zasypia cały świat, ze snu budzą się fantazje
reset systemu, cztery zera na zegarze
topię rzeczywistość w morzu niespełnionych marzeń



Czuła jego wargi napierające na jej malinowe usta. Czuła dłonie błądzące po jej ciele i palce przesuwające się wzdłuż linii kręgosłupa. Czuła jego zapach roznoszący się po całym pokoju. Czuła jego oddech owiewający jej szyję. Czuła jego obecność, a tak na prawdę go nie było. To był tylko chory wybryk jej wyobraźni, która od kilku dni lubiła płatać jej takie figle. Bo przecież Filipa już nie ma; ich związek nie istnieje, zniknął jak śnieg w czasie roztopów.

Ocknęła się z koszmaru. Uniosła się do góry i oparła się na łokciach. Powoli rejestrowała zarysy pokoju. Na dworze było jeszcze ciemno. Głośno wzdychając ląduje z powrotem w jasnej pościeli pachnącej lawendą. Przymrużyła delikatnie oczy, a spod powieki wypłynęło kilka łez wyznaczając mokre ścieżki na jej policzkach. Ewidentnie nie radziła sobie z odejściem Filipa. Czuła jak z sekundy na sekundę jej ciało ogarnia pustka. Coraz większa pustka.
Po chwili blondynka wygrzebała już z szafy sportowy dres i związując włosy w wysoką kitkę wybiegła z pokoju. Rześkie powietrze uderzyło w jej twarz, gdy tylko przekroczyła drzwi dzielące hotel i park. Wciskając słuchawki w uszy obrała swoją tradycyjną trasę porannego joggingu. Chwilkę się porozciągała i zniknęła w swoim własnym świecie. Świecie, gdzie nie ma żadnych zmartwień, a jej serce nigdy nie słyszało o żadnym Filipie.
- Widzę, że ranny ptaszek z Ciebie – zagadnął Kubiak, gdy blondynka zakończyła już swój maraton w punkcie wyjścia.
- A Wy dopiero przed? – zacisnęła mocniej kucyk próbując szybko przecisnąć się między zawodnikami.
Kilku z nich mruknęło coś pod nosem, reszta kiwnęła głowami. Nie bardzo przypadło im do gustu poranne bieganie. Woleli grzać dupy w ciepłej kołdrze. Z drugiej strony doskonale wiedzieli, że bez treningu nic nie osiągną.
Czuła na sobie ich wzrok, który wręcz pożerał ją w całości. W pewnym momencie obróciła się za siebie, a oni momentalnie odwrócili spojrzenia. Nadmiar testosteronu.

Następne ich spotkanie miało miejsce przy śniadaniu. Wręcz siłą zaciągnęli ją do swojego stolika i zagadywali różnymi żywieniowymi anegdotkami. Uśmiechała się do nich nieznacznie, prawie to wymuszając. Nie bawiły jej historie Ignaczak, który z wielkim przejęciem naśmiewał się z Bogu winnego Kurka zjadającego całe ziarenka pieprzu za kare.
Nawet spokojnie nie zabrała się do szykowania na następny trening, a do jej pokoju już zaczął się ktoś dobijać.
I znów zobaczyła ten uśmiech, który za każdym razem paraliżuje ją tak samo. Wysysa z niej racjonalne myślenie, kolana miękną, a oczy nie mogą się oderwać od tych uniesionych do góry kącików warg. Spłonęła rumieńcem, gdy zorientowała się, że już dłuższą chwilę stoi wpatrzona w Kubiaka. Spuściła głowę zakrywając czerwone policzki pasmami blond włosów.
- Peszę Cię – spytał, a wręcz oznajmił.
Doskonale odczytywał nawet i najmniejsze gesty ze strony Iśki. Potrafił je perfekcyjnie zinterpretować, a mogę nawet zaryzykować twierdzenie, że w pewnym stopniu czytał jej w myślach!
- Co Cię do mnie sprowadza? – mruknęła czując jak na jej twarzy pojawiają się jeszcze większe rumieńce.
- Intryguje mnie w Tobie pewna rzecz. Mogę wejść? – kiwnął głową na wnętrze pokoju, a blondynka szybko odsunęła się robiąc mu przejście.
Usiadł na obrotowym krześle nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Ona zajęła miejsce na łóżku. Opierając się plecami o ścianę czekała na to nurtujące siatkarza pytanie.
- A więc..? – Iza trochę się niecierpliwiła.
- Dlaczego jesteś taka tajemnicza? – pytanie padło z jego ust jak grom z jasnego nieba.
I znów blondynka poczuła tą cholerną pustkę. Poczuła łzy napływające jej do oczu. I tą kurewską bezradność.
- Przepraszam, jeżeli to bardzo prywatna sprawa to nie musisz odpowiadać – dodał szybko widząc jak dziewczyna zmaga się z napływającą falą histerycznego płaczu.
- Jestem beznadziejna – mruknęła i czym prędzej wybiegła z pokoju.
Chciała znów odszukać ukojenia w bieganiu. Zapomnieć o Filipie i o miłości do niego. Skasować go ze swojego życia. Nie spodziewała się, że Michał będzie aż tak zdeterminowany i pobiegnie za nią.
- Nie jest beznadziejna – złapał ją za ramiona delikatnie potrząsając – jesteś piękną dziewczyną. Jedną z najlepszych pływaczek w Polsce, a nawet i na świecie! Nawet nie myśl o tym, że jesteś beznadziejna, bo uwierz mi: nie jesteś!
- To dlaczego on mnie zostawił? – wyłkała dławiąc się spływającymi po jej policzkach łzami.

Nie radziła sobie już z tym kompletnie. A przecież na początku nie wydawało się, że będzie aż tak źle. Odszedł to odszedł. Zdarza się. Teraz jednak przyjmuje to rozstanie dwa razy mocniej. Bo dopiero, po jego wyjeździe odczuła jak mocno go kocha. Odczuła to dopiero wtedy, gdy świat nie był już wielobarwny, a wstając widziała tylko ciemność. 


czwartek, 28 listopada 2013

epizod piąty.


Gdy zamienisz już rzeczywistość w sen,
Nie odnajdziesz się,
Nie znajdzie ciebie nikt.


Filigranowa blondynka kroczyła schodami na ostatnie piętro, gdzie mieściła się "strefa rozrywki". Z lekką niepewnością wyszła zza rogu. Na ogół nie zwracała uwagi na tysiące oczu wpatrzonych w jej sylwetkę, gdy pokonuje kolejne długości basenu. Teraz wzrok siatkarzy ją sparaliżował. Stała nie wykonując nawet najmniejszego ruchu, gestu. Wręcz zamarła widząc ich uśmiechnięte twarze. Zaczęła się zastanawiać dlaczego to ona nie cieszy się życiem, tylko ciągle rzucane są pod jej nogi kłody. Rozmyślenia przerwał jej stojący obok niej Kurek, który postanowił zapoznać dziewczynę ze zgromadzeniem.
- To jest Iza, Iza poznaj wszystkich – wskazał gestem ręki na siedzących siatkarzy, po czym zniknął gdzieś między swoimi kolegami.
- Bartek nie umie zająć się kobietami - skwitował podchodzący do niej siatkarz - Michał - uśmiechnął się wyciągając w stronę dziewczyny rękę.
- Izabella - uścisnęła jego dłoń delikatnie się rumieniąc. Jego uśmiech paraliżował ją od czubka głowy aż po same palce stóp.
Nigdy w życiu nie widziała w tak cudowny i intrygujący sposób podnoszenia kącików warg do góry. Michał był ewidentnie pierwszym facetem, który zaciekawił ją tym pozornie małym gestem.
Kubiak poprawił oparte na nosie okulary, po czym wyszukał wolnego miejsca i pokierował w tamtą stronę nowo poznaną blondynkę.
Co go w niej urzekło? Może długie nogi i zgrabna, wyrabiana godzinami na siłowni czy pływalni, sylwetka? Może długie blond włosy i tęczówki oddające głębie najczystszego morza świata? A może po prostu chciał wiedzieć, czemu na tak ładnej buźce nie gości radość. 
Dziewczyna z krzywym uśmiechem przyklejonym na twarzy, nienaturalnie równymi policzkami i lekko spuszczoną głową przemierzała odległość do wolnego miejsca. Jak na złość znajdowało się ono prawie w drugim końcu pokoju. Nieoczekiwanie michałowa dłoń dotknęła dolnej partii jej pleców. Chciał ją delikatnie pokierować, aby przypadkiem nie weszła na leżącego na podłodze Włodarczyka, który notabene od kilku minut był już w krainie wujka Morfeusza. Przez ten całkiem odruchowy gest ze strony Kubiaka, dziewczyna poczuła jak jej policzki jeszcze bardziej płoną. Nie wspominając już o dziwnym prądzie, który nie przeszedł tylko jej ciała. Pojawił się też i u siatkarza, który posłał w jej stronę kolejny uśmiech, tym razem przepraszający. 
Rzeczywiście, Iza po rozstaniu z Filipem stała się o wiele bardziej wstydliwa. Każdy najmniejszy ruch wykonany przez mężczyznę w jej kierunku przyprawiał ją o tysiące sprzecznych myśli i wypieki na policzkach o odcieniach począwszy od delikatnego różu, a kończąc na bordowym. Usiadła między Kubiakiem, a Piotrkiem Nowakowskim, od razu zapoznając się z blondynem.
- Od ilu lat pływasz? - zagaił siedzący na przeciw niej Krzysiek.
- Gdy miała sześć lat starszy brat pierwszy raz zaprowadził mnie na pływalnie. Sam miał wtedy dwanaście lat i już od jakiegoś czasu uczęszczał na zajęcia - odpowiedziała treściwo na zadane jej pytanie notorycznie przeczesując do góry pasma włosów które kiedyś były grzywką.
 - Czyli pływanie jest u was sprawą rodzinną? - dopytywał libero, który jak wiadomo lubi wszystko o wszystkim i o wszystkich wiedzieć.
 - Można powiedzieć, że tak. Choć Sebastian szybko zrezygnował z pływania, na rzecz nowej pasji, jaką wtedy była piłka nożna - złączyła razem kolana układając na nich dłonie.
 Może i nie czuła się skrępowana padającymi co chwilę nowymi pytaniami, ze strony już chyba wszystkich zawodników. Ona po prostu czuła się zawstydzona ich wzrokiem i zainteresowaniem jej osobą. A to przecież trochę niedorzeczne. Bo jeśli jest się osobą medialną, sportowcem znanym całej pływackiej części Polski, to chyba nie powinno mieć się żadnych obaw przed padającym w twoim kierunku spojrzeń, prawda? Więc było coś jeszcze. I ewidentnie tym czymś był Filip. Podświadomie Iza cały czas żyją myślą, że on wróci i znów będzie jak dawniej. Nie odkochała się i w żadnym wypadku nie zrobi tego na przestrzeni kilku dni. Nie wiadomo ile jej to zajmie. Bo przecież każdy przeżywa rozstanie na swój własny sposób. A Filip był - według niej samej - miłością jej życia, jedynym facetem, który w całości skradł jej serce.
- Hej, Iza - poczuła jak Michał szturcha ją łokciem - Bartek pyta co chcesz oglądać.
Ocknęła się. Lekko natrzepała głową. Przeczesała włosy i zamrugała oczami. Wróciła ze świata rozmyślań i wspomnień.
- Obojętne mi to - wzruszyła ramionami - przepraszam, zamyśliłam się – dodała zabawnie marszcząc czoło.
Do końca filmowego wieczoru była nieobecna. Może i z pozoru śledziła losy bohaterów jakiegoś filmu akcji, jednak myślami wciąż wracała do wspomnień, a może to one wracały do niej niczym bumerang?
Nawet nie zauważyła kiedy film się skończył i siatkarska śmietanka powoli się zmniejszała. Zostali tylko Ci najwytrwalsi, w tym jeden z towarzyszy zasiadający po jej prawicy. Zaproponował, że ją odprowadzi. Przytaknęła. Choć i tak w czasie drogi nie odezwała się ani słowem. A potem rzuciła się na łóżko, jak te wszystkie księżniczki disnejowskich bajek gdy przeżywają jakąś miłosną rozterkę, i zaczęła płakać. Choć i to nie pomogło, bo pustka pozostała. Filip zabrał ze sobą najważniejszy organ jej organizmu. Najpierw je skradł, a później tak bezdusznie spakował do plecaka i już nigdy nie oddał. Teraz Iza została bez serca. A przecież bez serca nie można żyć.



Takie moje końcowe rozważania na temat nieudanych związków.
Było fajnie i się skończyło – tradycja.
Witajcie w moim świecie.
Świecie wyobraźni. Świecie, gdzie rozstanie trochę poboli.

Ale na ogół boli bardziej niż trochę. 

piątek, 22 listopada 2013

epizod czwarty


She´s Miss California, hottest thing in West LA.
House down by the water, sails her yacht across the bay.
 Drives a Maranello, Hollywood´s her favorite scene.
Loves to be surrounded with superstars that know her name.

Dostali ślinotoku, gdy tylko zobaczyli jej ciało w drzwiach siłowni. Jeden z nich upuścił nawet sztangę, która o mały włos nie zmiażdżyła jego stopy. A ona, w pełni profesjonalnie wypełniała plan swojego treningu. Zaczęła od niewielkiego rozciągania kolejnych partii mięśni. Starał się wykonywać każde ćwiczenie, czy podnoszenie z największą precyzją, ale po jakimś czasie ich utkwiony w nią wzrok zaczął ją peszyć. Zawstydziła się. Lekki rumieniec wkradł się na jej policzki, gdy skrzyżował spojrzenie z jednym z obecnych sportowców. Siatkarz uśmiechnął się do niej szeroko, tak szczerze i z podziwem. Nie potrafiła odwzajemnić tego gestu. Zbyt bardzo bolała ją chęć uniesienia kącików warg do góry, bo dotychczas uśmiechem obdarzała tylko Filipa – chłopaka dla którego już nie istnieje, zniknęła  z jego świata jak śnieg na wiosnę, tylko z tą różnicą, że następnej zimy już się nie pojawi. 
- Nigdy nie widziałem dziewczyny, która tak wytrwale pracuję nad swoją figurą – zagaił z podziwem jeden z zawodników, siadając obok dziewczyny na ławeczce.
Zmierzyła go wzrokiem, by po chwili w głowie przypomnieć sobie jego imię, bo ewidentnie skądś go kojarzyła. Ach no tak, facet z basenu! – gdyby jej wypadało na pewno puknęła by się w głowę.
- Wy też przecież nie próżnujecie – rzuciła wlewając w swój organizm pół butelki niegazowanej wody z domieszkami jakiś ważnych dla sportowców witamin.
- Ale Ty jesteś kobietą – oburzył się.
- Nie wiem czy wiesz, ale żyjemy w czasach, gdzie występuje równouprawnienie, panie Kurek – prychnęła i dopijając zawartość plastikowej butelki wyszła z siłowni.
Odetchnęła czystym powietrzem, w którym tlen nie mieszał się z zapachem potu i innych dość nieprzyjemnych aromatów. Zaraz za nią swój trening skończyli również siatkarze, którzy całą falą wlali się do wind. Nie miała ochoty wciskać się pomiędzy ich zapocone ciała, więc wybrała tradycyjną metodę dotarcia do swojego pokoju.
Pomimo dwóch godzin ciężkiego wysiłku pokonywała kolejne schody z dużą łatwością. Słysząc odgłos kroków za sobą zatrzymała się i spojrzała w dół przez ramię.
Znów zobaczyła ten przyjazny, niosący ciepło uśmiech. Znów zakuło ją serce. I znów równie szybko co wcześniej odwróciła wzrok.

Kilka minut po zakończeniu kolacji zawodnicy zaczęli obradować w części hotelu przeznaczonej na odpoczynek. Trzy, długie, czerwone kanapy zostały ustawione na kształt podkowy, po środku stał dość dużych rozmiarów stolik ze szklanym blatem. Na beżowej ścianie wisiał plazmowy telewizor, na którym obecnie włączony był jakiś kanał sportowy.
- Może byśmy zaprosili na wieczór filmowy tą blondynkę, co była z nami na siłowni? – zagaił jeden z tych których nie upolowała jeszcze miłosna strzała amora, Andrzej.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – westchnął Możdżonek – nie pamiętacie jak to się skończyło ostatnim razem?
- Chyba masz rację – poparł go Igła – w zeszłym sezonie ta laska od podnoszenia ciężarów zdemoralizowała naszą reprezentację. Jak ona w ogóle miała na imię?
- Nie wiem jak miała na imię, ale wiem, że miała czym oddychać – zaśmiał się złośliwie Bartman.
- Kurek do dzisiaj przeżywa, że dała mu kosza – wtrącił rozbawiony Piotrek wprawiając tym Bartka w lekkie zawstydzenie.
- Nie tylko on przejechał się na tej znajomości. Kubiemu też nie udał się podrywa na misiową mordkę – zdradził Zibi, przez co prawie oberwał butelką po głowie.
- Ale przecież teraz będziemy ostrożni, a dziewczynie chyba miło będzie. Tak przypadkiem słyszałem, jak ta jej trenerka mówiła, że ostatnio ma jakieś ciężkie dni – Wrona wzruszył ramionami opierając się plecami o przyniesioną z pokoju poduszkę.
- Może okres ma, więc lepiej nie ryzykujmy – Winiarski podzielił się ze światem swoim błyskotliwym pomysłem, który notabene został przez wszystkich zlekceważony.
Już po chwili delegacja złożona z Kurka, Zbyszka i Miśka Ka, stanęła przed drzwiami do pokoju blondynki. Braku odwagi nie można im zarzucić, bo od razu zastukali w drewniano podobną płytę z przybitym numerkiem.
Otworzyła im zaspana, z  piżamie i włosach związanych w luźnego niczym nie ograniczonego koczka.
- Coś się stało? – zapytała powstrzymując się od ziewnięcia.
- Chcieliśmy się zapytać… to znaczy chcemy Ci zaproponować.. ehmm – Bartman, który zazwyczaj pałał pewnością siebie teraz o dziwo zaczął się jąkać.
- Organizujemy seans filmowy. Nie chcesz do nas dołączyć?  - Kubiak uśmiechnął się promiennie.

Znowu się z nim spotkała. Znowu napotkała jego uśmiech, który już za pierwszy razem wywołał u niej dziwne emocje i dał nadzieję, że nie jest na tym świecie sama i są ludzie, którym naprawdę zależy.
- Z miłą chęcią. Dajcie mi chwilkę – odparła, po czym zamknęła im drzwi przed nosem.
- Będziemy czekać w rekreacyjnym – dodał przyjmujący i razem z Kurkiem zaciągnęli całkiem otępiałego Zbyszka do reszty ekipy.

Była zaskoczona. Nie tylko tym, że pomyśleli o niej, ale też tym, że tak szybko się zgodziła. Czyżby wreszcie zrozumiała, że nie warto żyć tylko i wyłącznie przeszłością?
Związała włosy w bardziej wyjściowego koka, na bose stopy wsunęła japonki, a z krzesełka zgarnęła bluzę, do której szybko włożyła telefon komórkowy. Była już prawie gotowa. Brakowało jej tylko iskierki odwagi, bo przecież wstydliwość to jej drugie imię.




sobota, 16 listopada 2013

epizod trzeci


„Ile dałbym by zapomnieć Cię,
Wszystkie chwile te, które są na nie,
Bo chcę (bo chcę)
Nie myśleć o tym już
Zdmuchnąć wszystkie wspomnienia
Niczym zaległy kurz”

Zraniona kobieta to jedna z najgorszych możliwych plag tego świata. Znienawidzona faza życia każdej przedstawicielki płci pięknej. Tracimy wszelkie chęci do życia i w niepokoju oczekujemy ulgi w naszym cierpieniu. To wykańcza nas psychicznie i  fizycznie. Nie jemy. Nie pijemy. Nie śpimy. Zbyt dużo myślimy i wspominamy, a to nas powoli zabija.

W kącie pokoju leżało kilka potarganych zdjęć. Kilka wspomnień, których próbowała się pozbyć. Bezskutecznie. Blondynka siedziała na łóżku, zakopana w pachnącej lawendą pościeli, obracając między palcami jedyną ocalałą jeszcze fotografię. Jeden z wielu kawałków papieru był dla niej sztyletem wbijanym prosto w serce. Jego uśmiech już nie cieszył jak dawniej, teraz zadawał jedynie ból paraliżujący całe ciało. Ciągle czuła na sobie jego dotyk, a na ubraniach pozostały jeszcze drobinki z ukrytym zapachem jego perfum. Te wszystkie niby drobne rzeczy zadawały jej okropny ból. Bo to już nie chodziło o to, że Filipa już nie ma, tylko o to, że zostawił po sobie wszystkie spędzone razem chwile.
Wyjęła z szafy szare legginsy i luźną koszulkę z logiem sponsora. Zgarnęła z podłogi wszystkie wspólne zdjęcia i wybiegła z Ośrodka. Wzrok ją nie mylił. Na placu po drugiej stronie ulicy ktoś palił ognisko, wypalając za pewne śmieci, czy chwasty z sąsiedniego ogródka. Zapytała, czy może dorzucić coś do ognia, a później zostało jej tylko wpatrywanie się jak ogień niszczy tyle wspaniałych chwil. Zdjęła z szyi naszyjnik, który również wylądował między drewnianymi klockami.
- Kochała go pani? – starszy mężczyzna podchodząc do niej położył jej dłoń na ramieniu.
- Najbardziej na świecie – odparła ocierając ostatnie już łzy.
- Nie rozpamiętuj. Jesteś piękną dziewczyną, żaden chłopak nie przejdzie obok Ciebie obojętnie. Trzeba cieszyć się życiem, które dał nam Bóg, bo równie szybko może nam je odebrać. Carpe diem – mężczyzna uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Dziękuję – wysiliła się na uniesienie kącików ust do góry.
- Życzę powodzenia na Mistrzostwach. Będę oglądał! – dodał, gdy Iza opuszczała już posesję.

Postanowiła wyładować swój gniew w basenie z chlorowaną wodą. Wyszukała w szufladzie swój ulubiony kostium kąpielowy i pognała do sąsiedniego budynku. Weszła do swojej prywatnej szatni oznaczonej na drzwiami jej imieniem i nazwiskiem, a pierwsze co zrobiła to zmyła pozostałości swojego makijażu. Nie chciała przestraszyć ewentualnych użytkowników rekreacyjnej części pływalni.
Kolejno zdejmowała swoje ubrania, by później na nagie ciało założyć idealnie dopasowany strój. Upięła włosy w warkocz, który później zawinęła z tyłu głowy i podpięła spinkami. W torbie odnalazła czepek i natychmiastowo przykryła nim blond włosy.
Opłukała ciało pod prysznicem i wyrzucając z siebie wszystkie czarne myśli i negatywne emocje wskoczyła do basenu. Przyzwyczaiła się do początkowego chłodu ogarniającego jej organizm. Jak pływaczka potrafiła go błyskawicznie zniwelować. Pokonała dwadzieścia długości basenu, co było dopiero rozgrzewką.
Na chwilę wynurzyła się z wody i oparła łokciami o krawędź basenu. Dopiero teraz zauważyła, że z sąsiedniego zbiornika przygląda jej się grupka mężczyzn. Zignorowała ich ciekawskie spojrzenia i wyskoczyła z wody, by później znów stanąć na podeście i spróbować pobić swój rekord.
- Boże dziewczyno jaki czas! – zagadnął jeden z facetów z tej grupki, gdy tylko Iza usiada na brzegu basenu.
- Dzięki – mruknęła niewyraźnie zdejmując czepek.
- Pływasz? – dopytywał.
- A nie widać? – zmarszczyła czoło patrząc na chłopaka jak na przybysza z innej planety.
- Piter i tak nie poderwiesz! – do rozmowy dołączył się kolejny sportowiec rzucając w pierwszego rozmówcę dmuchaną piłką - Bartek, Bartek Kurek – przedstawił się siadając obok blondyni.
- Izabella Szlachetna – uśmiechnęła się niemrawo – muszę się zbierać. Miłej zabawy – rzuciła i ruszyła w drogę do szatni.
W szafce odnalazła żel pod prysznic, po czym dokładnie zmyła  z siebie chlorowaną wodę. Ponownie ubrała legginsy i koszulkę i wróciła do swojego pokoju. Przechodząc obok przeszklonej ściany pływalni pomachała nowo poznanym kolegom, choć na chwilę zapominając o Filipie, a raczej o jego braku.
Wrzuciła tylko torbę do swojego pokoju i już po chwili pukała do drzwi kwatery swojej trenerki.
- Załatw mi dzisiaj siłownię – rzuciła na wstępie siadając na obrotowym krzesełku.
- Przecież Ty masz dzisiaj wolne. Filip nie przyjechał? – Ilona odłożyła na półkę laptop i zajęła się rozmową z podopieczną.
Nie była dla niej tylko panią trener. Obrała też etaty matki, siostry i przyjaciółki. Znała Iskę na wylot. Opieprzała ją kiedy tylko mogła i wspierała w najważniejszych momentach jej życia. Między nimi było dziesięć lat różnicy, jednak i to potrafiły zniwelować i obrócić w żart.
- Przyjechał i pojechał – rzuciła obojętnie przerzucając między palcami jeden z długopisów leżących na biurku.
- Rozstaliście się? – poczekała, aż Iza kiwnie głową – Młoda, jak nie ten to inny. Tyle sportowców się tu kręci. Nic ino brać.
- Dzięki. To co z tą siłownią? – szybko zmieniła temat nie chcąc wchodzić w dyskusje na temat spalskich ciasteczek.
- Zobaczymy co da się zrobić. Dam Ci znać, a teraz zmykaj na obiad – gestem ręki wskazała na drzwi, a później usłyszała tylko ich trzask.

W stołówce pojawiło się kilka nowych twarzy, jednak ona tylko rozejrzała się w około i zajęła się dziabaniem widelcem w talerzu. Straciła apetyt, na rzecz pustki w jej organizmie. Nie wiedziała czym ma zapełnić, to co zabrał ze sobą Filip. Zostając sama nie potrafiła sobie poradzić z jego utratą. Dopiero, gdy dostała wiadomość tekstową od Ilony poczuła, że ma jeszcze dla czego żyć. Bo tylko sport trzymał ją przy życiu. Przebrała się w krótkie spodenki i sportowy top, po czym zbiegał po schodach do piwnicy, gdzie mieściła się siłownia.
- Nie udało mi się wcisnąć Cię w grafik, ale trener siatkarzy zgodził się Cię przyjąć – rzuciła szefowa otwierając drzwi do pomieszczenia.






środa, 13 listopada 2013

epizod drugi


Przy Tobie każdy dzień był zapomnieniem
I chciało się beztrosko płynąć w dal,
Piliśmy nasze słodkie przeznaczenie
Ty i ja…

Pasja – to coś cudownego. Pasja to coś co każdy powinien posiadać. Pasję trzeba odnaleźć. Trzeba przeszukać wszystkie swoje najskrytsze myśli, pragnienia i marzenia, aby znaleźć to co będzie Nas prowadziło przez resztę życia.

Biorąc głęboki oddech przecięła tafle chlorowanej wody. Na przemian machała rękami pokonując kolejne długości basenu. Czuła się jak ryba w wodzie. Może dlatego wszyscy jej znajomi nazywali ją syrenką.
- No Iska, jak tak dalej pójdzie, to Mistrzostwo masz w kieszeni – trenerka zresetowała stoper, gdy dziewczyna wynurzyła się z wody – widzimy się p obiedzie na siłowni! – krzyknęła na odchodnym.
Wyskoczyła z basenu ściągając mokry czepek. Zarzuciła blond włosami rozpryskując dookoła krople wody. Drapnęła z krzesełka ręcznik i zniknęła za drzwiami do szatni. Z szafki wyjęłam brzoskwiniowy szampon do włosów i wskoczyła pod prysznic. Ciepła woda oblała jej nagie ciało dając ukojenie zmęczonym mięśniom.
Pływanie było jej jedyną miłością. Ucieczką od smutków. Chwilami radości. Momentami zawahań. Tysiącami poddawań się i powrotów. Pływanie było jej całym życiem. I gdyby kilkanaście lat temu mogła wybierać pomiędzy spędzaniem całych popołudni na pływalni, a spotkaniami ze znajomymi, nie zmieniłaby swojej decyzji na żadną inną. Dzięki miliardom poświeceń i wyrzeczeń doszła do tego co ma teraz. A w kieszeni ma już dwukrotny tytuł Mistrzyni Polski. Otworem stoi przed nią furtka do rozgrywanych za niecały miesiąc w Rzymie Mistrzostw Europy, na które notabene ona już uzyskała kwalifikacje.
Wytarła mokre ciało w bawełniany ręcznik i pośpiesznie nałożyła na siebie bieliznę i sportowy dres. Z niedosuszonymi włosami wyszła na zewnątrz.
Jest połowa maja. Słońce zaczyna coraz bardziej dokuczać ludziom swoimi gorącymi promieniami. Drzewa owocowe zakwitły milionami kwiatów, a ptaki cały dzień dają swoje koncerty.
Uwielbiała taką pogodę. Uwielbiała maj. Uwielbiała każdego ranka biegać parkowymi alejkami i oddychać rześkim powietrzem. Uwielbiała siadać później na pokrytej rosą trawie i normować przyśpieszony oddech.
Spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu i czym prędzej pobiegła do Ośrodka. Była już spóźniona. Rzuciła w kąt pokoju sportową torbę, a następnie zbiegła z powrotem po schodach do stołówki. W pomieszczeniu panował już gwar, a przecież jeszcze nie wszyscy sportowcy zjechali na zgrupowania. Odebrała od pań kucharek tacę i usiadła samotnie przy niewielkim stoliczku.
Dziś piątek. Czekał ją jeszcze ostatni trening na siłowni, a potem weekend. Dwa dni bez ciągłego narzekania trenerki. Z utęsknieniem oczekiwała sobotniego poranka i przyjazdu pewnego szatyna, który kilka miesięcy temu skradł jej serce na jednej z krakowskich pływalni. 

- Iza, skup się! – wysoka brunetka ubrana w szary dres co chwilę pouczała swoją podopieczną -  co się z Tobą dzisiaj dzieje? Zaraz upuścisz tą sztangę!
Przez całe półtorej godziny zgarnęła niezły opieprz od Ilony, ale co mogła zrobić, gdy myślami była już przy jutrzejszym spotkaniu ze swoim chłopakiem?
- Skończmy już dzisiaj, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz – trenerka załamała ręce i wypuściła blondynkę z siłowni prawie półgodziny przed zakończeniem treningu.
Podziękowała swojej szefowej, bo tak miała w zwyczaju ją nazywać, szerokim uśmiechem i pobiegła do swojego pokoju.
W całym Ośrodka panowała cisza. Sportowcy dopiero jutro mieli powoli zjeżdżać się na jakiekolwiek zgrupowania. Przewracała się boku na bok, nie mogąc doczekać się przyjazdu Filipa. Jak nigdy, bez problemów, wstała wcześnie rano i z własnej woli, ku zabicia czasu poszła pobiegać. Ewidentnie była zakochana. A On ewidentnie był najważniejszą częścią jej życia.
Wzięła orzeźwiający prysznic i stanęła przed wypchaną po brzegi szafą. Dylemat każdej kobiety: w co się dziś ubrać? Po upływie niecałego kwadransa wyjęła czarne szorty z materiału imitującego skórę i jasną koszulkę. Na dnie odszukała adidasy na lekkiej koturnie. Spojrzała na zegarek, który wskazywał już godzinę dziewiątą, co oznaczało, że Filip za niedługo powinien już parkować na parkingu spalskiego ośrodka.
Wybiegła na dwór po drodze taranując kilka wchodzących po schodach osób. Nie przejęła się nimi za bardzo, bo w recepcji dostrzegła już sylwetkę szatyna.
- Fifi! – krzyknęła i wpadła w jego objęcia.
Przycisnął ją mocno do piersi, podnosząc kilka centymetrów nad ziemię i okręcając wokół własnej osi. Zaciskał palce na materiale jej koszulki tuląc w ramionach za pewne miłość jego życia. Przynajmniej ona tak myślała, bo on przyjechał tutaj w całkiem innym celu.
Zaprowadziła go do pokoju i usadziła na łóżku. Sama zajęła miejsce obok niego i tak po prostu wtuliła się w jego ramię.
- Musimy porozmawiać – wyszeptał wykonując ruch, który spowodował, że blondynka uniosła głowę do góry.
- Mam się bać? – przełknęła ciężko ślinę.
- Iska, kocham Cię jak wariat, ale nie potrafię żyć z Tobą na odległość.
Oczy zaszły jej łzami, a świat nagle stracił wszystkie swoje barwy. Stał się czarno-biały, a wewnątrz siebie czuła pustkę, narastającą z każdą kolejną sekundą.
- Przecież wiesz jaki jestem. Nie potrafię długo usiedzieć bez dziewczyny, która jest tuż obok, a nie ponad dwieście kilometrów dalej.
- Masz kogoś – bardziej stwierdziła niż zapytała.
Zacisnęła mocno pięści skrywając w nich kawałki prześcieradła. Broniła się przed wybuchnięciem niepohamowanym gniewem, w duchu modląc się, że to tylko jakiś chory żart, że Filip zaraz wszystko odszczeka i znów będzie jak dawniej.
- Tak – odpowiedział pełen spokoju patrząc na jakiś nieistniejący punkt na przeciwległej ścianie.
Jej świat runął już całkowicie. Jednak udawała silną, nie chcąc pokazać mu jaka jest słaba.
- Znam ją? – delikatnie uniosła kąciki ust do góry, a wzrok utkwiła na malującym się za oknem parkiem.
- Anka z sąsiedniej klatki – odparł beznamiętnie – nie gniewasz się?
- Życzę Wam szczęścia i żeby Wam się ułożyło tak jak nam miało się ułożyć – złapała jego dłoń – mam do Ciebie ostatnią prośbę, potem będziesz mógł już iść.
- Zamieniam się w słuch.
- Pocałuj mnie. Pocałuj mnie ten ostatni raz.
I pocałował. Tak, że obojgu brakło tchu, a później wyszedł. Trzasnął drzwiami i wrócił do Krakowa. Do piegatej Ani spod piątki – kolejnej miłości jego życia.




***
Poprzedni epizod to część przyszłości Izy.
Ten to punkt zwrotny jej historii. Punkt od którego zaczynamy opowieść. 

Endżoj, a jutro stolica <3


FACEBOOK - informacje o nowych rozdziałach

niedziela, 10 listopada 2013

epizod pierwszy




On my waist, through my hair
Think about it when you touch me there



Każdy jej ruch sprawiał, że Jemu serce biło coraz szybciej, ba! ono zapierdalało jak najnowsze ferrari po niemieckiej autostradzie już wtedy gdy zobaczył Ją przy wejściu do klubu.
Co Go w Niej urzekło?
Na pewno zwrócił uwagę na Jej krwistoczerwone usta i twarz wysypaną piegami. Skusił się małą czarną ledwo zakrywającą Jej jędrne pośladki. Uwiodła Go długimi nogami, bo przecież gdy tory długie to i stacja musi być zajebista.
Był wzrokowcem. Wyłapywał najlepsze sztuki, czego zazdrościli Mu Jego koledzy. Ale czego tu niby zazdrościć? Brak żony, a o dziewczynie nawet mowy nie ma. No chyba, że liczą się te szybko zmieniające się panienki, które co weekend kolejno zalegają Jego sypialnię.
Nie musiał walczyć o dziewczyny. One same się do Niego kleiły. Leciały na forsę, na sławę i na jednorazową przygodę,
Ona zapragnęła tego ostatniego. Nie liczyła na pieniądze, które w Jej sytuacji nie są już potrzebne. Ona musiała cieszyć się chwilą i maksymalnie korzystać z życia. Była chora, a wręcz umierająca.
Ruszył do ataku, choć dobrze wiedział, że ta akcja i tak skończy się w Jego sypialni. Z każdym kolejnym bitem przybliżał się do niej, aż w końcu mógł ułożyć dłonie na Jej biodrach, a nos zanurzyć w burzy Jej jasnych włosów. Zarzuciła ręce na Jego szyję, po czym zaczęli się kołysać w rytm klubowej muzyki odbijających się echem w bębenkach usznych.
Czuli narastające podniecenie, gdy błądził dłońmi po Jej ciele, delikatnie wsuwając je pod materiał sukienki. Rozchylała delikatnie wargi, gdy On bez zbędnych ceregieli całował Ją po szyi.
To było dla Niej coś nowego. Porzuciła swoją codzienną wstydliwą osobowość. Chciała wreszcie, zarazem po raz pierwszy i może ostatni raz, kochać się. Postawiła sobie za cel spełnić marzenia, a pierwszym z nich był ten „pierwszy raz”.
Zrezygnowała z przeżycia tej czystej, prawdziwej miłości, o której tak rozpisują się w tych wszystkich romansach, które tomami zalegają w Jej biblioteczce. Nie chciała ranić swojego potencjalnego ukochanego, bo dobrze znała spoczywający na Niej wyrok. Wyrok śmierci.

Byli już po trzecim drinku, gdy zdecydował się zrobić następny krok. Układając dłonie na Jej pośladkach zasmakował Jej ust. Z nienaturalną dla Niego delikatnością pieścił Jej wargi. Spodobało Mu się zmazywanie czerwonej szminki z Jej ust. Zlizywał ją językiem, wprawiając ciało dziewczyny w niekontrolowane uderzenia fal gorąca.

Chciała odreagować. Zapomnieć o chorobie, zapomnieć o kilkunastu ostatnich tygodniach. Zapomnieć o tym co jutro ją czeka. Zapomnieć o tym, że za kilka dni może jej już nie być na tym świecie. Może już nigdy nie zobaczyć Ich roześmianych twarzy, Ich szczęścia po wygranych meczach. Bolało ją to, że sama może już nigdy nie poczuć smaku zwycięstwa, ciężaru medalu na szyi i dumy, która towarzyszy przy odsłuchiwaniu narodowego hymnu. Nie wyobrażała sobie życia bez sportu, bez codziennego treningu i wypracowanych na siłowni godzinach. W duchu modliła się by tam gdzie trafi po śmierci była pływalnia, bo bez chlorowanej wody ona nie istnieje.

Dotykał jej pośladków, zaborczo wciskając dłonie pod materiał jej obcisłej bokserki. Była podniecona i czuła, że tej nocy nie będzie się liczyć nic poza upojnymi chwilami spędzonymi w objęciach tego przypadkowo napotkanego mężczyzny. Nie liczyła się z żadnymi konsekwencjami. Życie nauczyło Ją, że musi dążyć do tego czego chce. A teraz chciała jednego. Chciała stracić dziewictwo.
Poczynała sobie coraz odważniej. Niby przypadkowo wodziła opuszkiem palca po jego torsie zjeżdżając dłonią coraz niżej. Wyczuwała jego rozbudowane mięśnie ukryte pod koszulką, co jeszcze bardziej pobudzało jej wyobraźnię do działania.

Podrywali się spojrzeniami. Coraz zachłanniej penetrowali swoje jamy ustne, a dłońmi błądzili w coraz bardziej intymniejszych sferach. Oboje byli żądni namiętności. Tej chwilowej, jednorazowej namiętności. Seksu bez zobowiązań. Chwili zapomnienia, upojenia pożądaniem.
Wyciągnął Ją z klubu, dokładnie wyczuwając intencje dziewczyny. Oparł Ją plecami o zimny mur nie przestając szaleć językiem z jej gardle. Zszedł ustami niżej całując kolejno jej szyję, ramiona i dekolt.
Mieszkał niedaleko. W kamienicy naprzeciwko. Wyszeptał tylko: chodźmy do mnie, a następnie chwytając ją za rękę przeprowadził przez ulicę.
Wyszukał w kieszeni skórzanej kurtki klucze i zaczął otwierać drzwi drugą rękę trzymając na pośladku dziewczyny.



***
Nie mogłam się powstrzymać. 
No to zaczynamy. Trochę nietypowo. Trochę inaczej. I jak na razie bez ujawniania głównego męskiego bohatera.
Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Kip in tacz Mośki ;*